13.06 2017
Włóż dłonie w czarną, wilgotną glebę i połóż głowę na kępie macierzanki
Nie musisz mieć hektara ziemi, aby stworzyć na niej swój zielony raj. Japończykom wystarczy płachetka z kamieniem i mchem, aby poczuć bliskość przyrody. Ogrody kochali już starożytni Sumerowie doceniający piękno, ale dopiero my wiemy, dlaczego w ogrodzie serce człowieka bije spokojnym rytmem.
Bóg był pierwszym architektem ogrodnictwa, bo to On stworzył biblijny raj w Edenie, w którym rosły drzewa i zapewne nie brakowało kwitnących roślin. Boski plan zepsuł Adam, który nie sprawdził się jako ogrodnik i zawiódł na całej linii.
We wszystkich starożytnych epokach ogrody powstawały tam, gdzie byli ludzie. Za czasów Ramzesa (1183-1152 r. p n. e.) istniało ich w Egipcie ponad 500. Historycy wymieniają wspaniałe ogrody zakładane w Mezopotamii i greckie perystyle – wewnętrzne podwórka zamieniane w zielone oazy. Rzymianie, chociaż to oni wycięli w pień oliwny gaj Getsemani, po którym chodził Jezus, są założycielami ogrodów otaczających termy. A właśnie te rzymskie ogrody od początku były otwarte dla wszystkich i dały początek późniejszym publicznym parkom.
Jak pachnie ziemia?
– Ziemia jest brudna, więc dłonie chronimy rękawicami, nie znając jej dotyku, a przecież różne są jej struktury, różne zapachy i wilgotność. Naukowcy dowiedli, że w ziemi są bakterie, które wpływają na wytwarzanie serotoniny u człowieka. Zatem możemy być bardziej szczęśliwi, uprawiając ogród – mówi dr hab. Agnieszka Krzymińska, kierownik Studium Podyplomowego Hortiterapia Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, organizatorka niedawnej, ogólnopolskiej konferencji naukowej poświęconej właśnie ogrodolecznictwu.
Uczestnicy poznańskiego spotkania nie dyskutowali o hipotezach, lecz mówili o konkretnych, pozytywnych zmianach, jakie już osiągają, pracując z pacjentami nie na sali wyłożonej materacami, a w ogrodzie, gdzie pachnie kwiatami, ale też ziemią i obornikiem. Ci terapeuci, znani z imienia i nazwiska, osiągają dobre rezultaty w chorobach neurodegeneracyjnych, w schorzeniach psychicznych, w dysfunkcjach mózgu o różnym podłożu i przy obniżonym napięciu mięśniowym dzieci. W podsumowaniu zawodowcy podkreślali: leczenie ogrodem staje się uznaną i pełnoprawną terapią, która w całej Polsce zyskuje zwolenników.
– Hortiterapia jest przydatna szczególnie dla osób z pewną dysfunkcją, ponieważ nie ogranicza się tylko do biernego obcowania z przyrodą, ale jednocześnie uczy, jak czynnie uczestniczyć w pielęgnowaniu ogrodu i korzystać z jego darów – wyjaśnia poznańska badaczka.
W VI wieku mnich benedyktyński Cassidore zachęcał braci zakonników do zaznajomienia się z uprawą roślin i poznawania roślin leczniczych. Według naszej ekspert najprostszym przykładem biernego udziału człowieka w ogrodolecznictwie, a więc korzystanie z terapii bez udziału naszej świadomości, jest spacer wśród klombów i grządek, podziwianie roślin kwitnących i smakowanie plonów rosnących w ziemi oraz dojrzewających na krzakach i drzewach.
Nie zdajemy sobie sprawy, że ogród działa na wszystkie nasze zmysły, a skoro tak jest, to właśnie hortiterapia wykorzystuje także dotyk, porównując na przykład rożne faktury liści: szorstkie, gładkie i zimne, miękkie i owłosione, o kształtach owalnych i ekstremalnie wydłużonych, jak igliwie. I zwraca uwagę na wdychanie zapachów, bo aromaterapię znali i stosowali Egipcjanie już 6 tys. lat temu Osoby pobudzone i cierpiące na brak snu ukojenie znajdą przy poletkach z uspokajającą lawendą i cudowną o specyficznym zapachu melisą, która szczególnie polecana jest seniorom, bo działa na cały układ nerwowy, a przy tym m. in. reguluje rytm serca. Za to bazylia znana choćby z posypywania nią pizzy i pomidorów, pobudza duszę i ciało. Z kolei popularny jaśmin powalający bardzo intensywnym aromatem wskazany jest tym, którzy chcieliby poprawić sobie nastrój.
A przecież także wspomniana już ziemia i dojrzały kompost również wydzielają zapachy, inne co prawda niż konwalia, ale przy odrobinie wyobraźni można się w nich doszukać nawet wyraźnego echa… szkockiej whisky!
Kop, siej, podlewaj i piel
Wiemy już, że samo przebywanie w ogrodzie i leniwy spacer, czy tylko drzemka w cieniu rozłożystej leszczyny potrafi człowieka uszczęśliwić i poprawić zdrowie. Przy takiej terapii nie ma przeciwwskazań, ponieważ mogą z niej korzystać kilkudniowe oseski i stuletni dziadkowie.
Komu więc przypadnie rola pracującego ogrodnika? Krasnoludkom? Nie. Lecznicze oddziaływanie ogrodu ma także wymiar czysto fizyczny, który tutaj przekłada się na robotę z łopatą, grabiami i konewką.
– W tym przypadku hortiterapia pozwala czerpać dużą przyjemność z satysfakcji , że czegoś dokonaliśmy sami: ja to zasiałam, to z mojego własnoręcznie zebranego nasionka wyrosła roślina. Buduje się więc specjalne ogrody, aby umożliwić pracę w ogrodzie także osobom na wózkach i o kulach. Grządki przygotowane na podwyższonych platformach pozwalają na wszystkie prace od siania po pielęgnację – informuje dr hab. Agnieszka Krzymińska.
Na taką terapię zgłaszają się pacjenci, których kieruje lekarz, uważając, że ta forma rehabilitacji jest dla nich najlepsza. Im dobiera się prace dostosowane do sprawności tak, aby zlecone w ten sposób zadania przyniosły najwięcej wszechstronnych korzyści. I dały lepszy efekt niż nudne ćwiczenia wykonywane na stacjonarnych rowerach i bieżniach.
– Pamiętajmy także o tym, że hortiterapia łączy pokolenia, gdy dorośli razem z dziećmi pracują w ogrodzie. Taka nauka tworzy nowe więzi w obie strony. Ktoś, kto nie widział, jak ogród wpływa na dzieci niepełnosprawne, nie jest w stanie wyobrazić sobie radości i dumy kilkulatka z zespołem Downa, który sam posadził rośliny – mówi poznańska specjalistka hortiterapii.
Czynne ogrodnictwo bez zastrzeżeń wskazane jest dla zdrowych, których praca zawodowa zmusza do siedzenia, biznesmenów i zestresowanych pracowników korporacji. I, ponieważ jest skuteczne, zalecane jest uzależnionym od hazardu, alkoholu i narkotyków jako antidotum na ich problemy psychiczne i wsparcie w psychoterapii. Zielona resocjalizacja nie jest alternatywą dla gabinetów lekarskich, lecz wspomagającym uzupełnieniem leczenia medyków – psychiatrów, neurologów, ortopedów, kardiologów.
Ogród jest naturą w najczystszej formie, z której nie zawsze potrafimy w pełni korzystać i należycie docenić. Obserwujmy więc dzieci biegające po trawie i goniące rozwiewane przez wiatr dmuchawce. A potem leżące na trawie i z przejęciem obserwujące stokrotki i mrówki. One nie boją się ubrudzić rąk ziemią i wąchać żółtych mniszków brudzących palce.
Ogród ośmiela
Przyroda na wyciągnięcie ręki/dotyk pomaga dzieciom i dorosłym odblokować się, nabrać większej pewności siebie, uwierzyć we własne siły. Dziewczynka, która nie mówiła i unikała kontaktów ze wszystkimi i ze wszystkim, trafiła do ogrodoterapeuty. Najpierw podejrzliwie obserwowała go, jak dotyka rośliny, ale z czasem odważyła się i po raz pierwszy sama pogładziła zielone łodyżki. Dotyk okazał się przełomowym lekiem, bo zaczęła się domagać powtórek ze spotkań z roślinami.