
28.06 2021
Tydzień Baby: Pogrzeb kurki wodnej i obiad dla teściowej
Nie jest sielsko ani anielsko, baba łzę z policzka ścierając pomyślała. Nie tak życie na wsi wyobrażała sobie. Najpierw lis jej kury morduje, a teraz kot się popisał. Ledwo drzwi rano otworzyła, celem psów wypuszczenia, gdy Vincenta ujrzała coś wielkiego, czarnego w pysku niosącego. Na kreta, a nawet szczura za duże to było. Okularów baba nie miała, oczy nie do końca obudzone jeszcze, to dopiero gdy „prezent” pod nogami jej wylądował poznała, że to mała kurka wodna była. To i łzy w oczach baby się pojawiły, bo bardzo lubiła ptaki, co pływały sobie po stawie.
Kota przepędziła i po łopatę się udała, celem godnego pochowania pisklęcia. Zwłoki włożyła na szufelkę, dół kopać zaczęła, gdy wzrok jej na kurkę padł, a ta łapką poruszyła. Żyje, znaczy się grzebać nie należy, baba trafnie oceniła. Ale jak pomóc? Dziada budzić i do weterynarza jechać. Najpierw jednak w bezpieczne miejsce ptaka, co znowu znieruchomiał przenieść należało. Po drodze kurka oko otworzyła i bystro na babę łypnęła, a jej wzrok uchwyciwszy znów powieki przymknęła. Chciała ją baba delikatnie na trawie ułożyć, ale się nie udało, bo kurka natychmiast na równe łapy stanęła i sprintem w kierunku stawu się udała. I z godnością odpłynęła.
Zaraz się babie radośniej zrobiło, że na wsi to właściwie fajnie jest, pomyślała. Tylko jakoś tak stale pracy dużo jest. Z ulgą baba odetchnęła, gdy ostatnią butelkę soku z hyćki dokręciła. Ale zaraz wzrok jej na okno padł, za którym krzak porzeczki zaczerwienił się bardzo. A tu jeszcze koperek do mrożenia czeka i zaraz przerośnie.
Pochwaliła się baba tym koperkiem w sklepie, ale miejscowe panie na ziemię ją sprowadziły, że to wcale wiadomość dobra nie jest. Że jak rok jest z urodzajem na koperek, to ogórki marne są… Na szczęście urodzaj cukinii i kabaczków żadnej klęski nie zwiastuje. No i przepis baba dostała prosty, że wystarczy w paseczki pociąć, ugotować i bułką tartą z masełkiem polać. Ucieszyła się baba bardzo, bo przyjaciółka na obiad przyjechać miała. Ale nic z tego nie wyszło, bo czym nie miała. Ropę do baku z benzyną wlała. W akcji więc uczestniczyła – laweta, warsztat, czyszczenie.
– Jak to zrobić mogłaś? Przecież ten pistolet od ropy, większy od wlewu benzyny jest – baba się zadziwiła, bo też kiedyś próbowała.
– Pytasz jak ten mechanik – przyjaciółka odparła. – No to mu powiedziałam, że owszem, stawiał opór, ale w moich rękach wszystko mięknie. Ale czerwony się zrobił!
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
Gościa na obiedzie jednak i tak baba miała. Na wiadomość, że teściowa się wybiera, baba do sąsiedniej wsi, do zaprzyjaźnionych delikatesów rybnych pojechała.
– Jakąś świeżą rybkę na obiad chciałam – do właściciela miłego się odezwała. – Teściowa na obiad przyjeżdża.
– Ten płat pstrąga idealny będzie – pan polecił.
– Że najświeższy? – baba się upewniała.
– To też. Ale też coś lepszego – właściciel głos ściszył. – Pani patrzy, wygląda jak filet, a ości od cholery ma…