Tydzień Baby – Kurka wodna z tą hyćką…


– Kurka wodna – baba głową na staw wskazała, co by przyjaciółka z miasta ptaszka z pisklętami obejrzała.

–  I co? – przyjaciółka pytanie dziwne zadała.

– No, kurka wodna pływa – baba odpowiedzieć spróbowała.

– Ale co pływa?

Dialog ów dziwny bardzo się wydawał, do czasu aż się okazało, że koleżanka w istnienie kurki wodnej nie wierzy. Że to powiedzenie takie tylko jest, stosowane celem brzydkich wyrazów uniknięcia, myślała. Podejrzliwie na babę łypała, czy przypadkiem się z niej nie nabija. Dopiero jak w Internecie o kurce przeczytała, zdjęcia robić jej zaczęła.

– Hyćkę zbierać chciałaś, więc iść już musimy, zanim upał straszny się zrobi – baba popędzała. Przyjaciółce bardzo sok z hyćki u baby smakował. Ale też w Internecie sprawdzać musiała, bo jakoś tak trudno pojąć jej było, że to sok z czarnego bzu jest, robiony kiedy ów biały jeszcze jest. A że hyćka kwitnie akurat, kosz cały zebrała i przepis od baby wzięła. Teraz po drugą porcję udać się miały.

– Nie, nie, mi już soku tego wystarczy! – koleżanka zaprotestowała gwałtownie. – No i czasu na robotę taką dzisiaj nie będę miała.

– A co to za robota, niby? – baba się zadziwiła. – Woda, kwiaty, cukier, cytryna, kwasek cytrynowy i mieszać jedynie należy.

– Z tymi kwiatkami najgorzej było. Malutkie takie, że osiem godzin urywać je musiałam – przyjaciółka westchnęła, a babę ciarki po plecach przeszły, że powiedzieć zapomniała, że kapelusze całe się nastawia… Atmosfery spotkania miłego psuć nie chciała, więc postanowiła, że sama soku więcej zrobi, jesienią na imieniny butelek parę koleżance da i wspomni przy tej okazji, że kapelusze też dawać można. Szybka zmiana tematu więc potrzebną jej teraz była. Lody więc w sklepiku wiejskim zaproponowała, co ochłodzą z pewnością, ale nie atmosferę.

Przed sklepikiem, jak zawsze, życie towarzyskie kwitło, bo nikt nie wie czy nadal dwie osoby tylko wchodzić mogą. Sąsiad miły stał, to baba z daleka ręką mu pomachała.

– Kto to? – przyjaciółka szeptem spytała. – Ale przystojny…

– Sąsiad z działek, a szeptać to nie musisz, bo biedak prawie nic nie słyszy.

– Taki młody i głuchy? – współczująco koleżanka się odezwała. – A jaki zbudowany! On to może w spodenkach krótkich chodzić.

Że taki całkiem młody już nie jest, baba wyjaśniła, bo sześćdziesiątkę ma prawie.

INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!

– W takim razie trzyma się świetnie – przyjaciółka oceniła. – A jakie oczy ma, widziałaś? Niebieściutkie takie… I na nas patrzy. To znaczy bardziej na mnie chyba…

Nie zdążyła baba odpowiedzieć, że w oczy to nigdy miłemu panu nie zaglądała, gdy ów sam się odezwał:

– Mam prośbę, żeby tak panie nie krzyczały, bo ucho mnie boli. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze. Od wczoraj dopiero aparat słuchowy mam…

Tekst: Kamilla Placko-Wozińska

Zamów najnowsze wydanie „Mojej Harmonii Życia”.
W wersji papierowej lub e-wydania!

Dodaj komentarz