ShataQS: Opowiadam historie z życia wzięte


Z ShataQS, artystką, autorką muzyki i tekstów, rozmawia Anna Dolska.

Używa pani pseudonimu ShataQS lub MaggieQS. Brzmi bardzo tajemniczo i zapewne wiele osób dopatruje się w nim dodatkowego znaczenia. Czy dobrze odczytuję, że QS to dowolna interpretacja Kuś, a Shata to druga część imienia Małgorzata?

Tak. Ten pseudonim powstał w NY. Nazwał mnie tak przyjaciel z Dominiki. Kiedy przedstawiałam się jako Maggie, bo to skrót od Margaret, on uparł się, że chce usłyszeć moje prawdziwe imię. Kiedy próbował powiedzieć Małgorzata wychodziło mu Małgoshata więc uważał, że Shata to skrót od mojego imienia. Tak jak Małgosia i Gosia. Spodobało mi się to, jak mnie zwie. Tak przedstawiał mnie znajomym z Karaibów. U nich Shata to popularne imię. Natomiast QS powstało już dawno temu w Polsce. Też kolega kiedyś zapisał moje nazwisko Kuś Jako QŚ, tak dla zabawy. I sobie to też zostawiłam. W Stanach nie ma Ś więc zostało QS i w taki sposób stałam się ShataQS. Nie wymyśliłabym sobie tego. Samo do mnie przyszło.

Kiedy w Poznaniu poszłam na pani koncert, doznałam szoku. Nie spodziewałam się takich tłumów na koncert artystki, która nie funkcjonuje w celebryckim nurcie. Nie jest w kręgu zainteresowań plotkarskiej prasy, a utwory ShataQS niezmiernie rzadko pojawiają się w popularnych stacjach radiowych. Czy to celowe działanie, czy muzyka, którą wykonujecie nie mieści się w głównym nurcie? A może unikanie szumu medialnego wynika z czegoś innego?

Trochę tego i trochę tego. Moje utwory nie spełniają standardów powszechnie ustalonych dla hitu radiowego. Nie mają standardowej ilości minut 3:30. Więc nawet jeśli jakieś radio lubi moją twórczość, to nie za bardzo chcą ją grać, bo jeden mój utwór potrafi zająć czas antenowy wart trzech utworów. Takie coś jest drogie. Nie mają także odpowiedniego schematu, budowy i struktury, która wpasowałaby się w przyjętą normę. Częstotliwość odbiega od ustalonego ISO. Moje utwory dla większości radiostacji są jak z innej planety. Ale jestem przekonana, że gdybym podporządkowała się powszechnie przyjętym zasadom pisania utworów, stworzyłabym kolejne podobne do siebie, nie za bardzo wyróżniające się coś, jak milion innych.

A tak, stworzyłam coś prawdziwego, organicznego, z czym utożsamia się wiele osób w Polsce i poza jej granicami. Bo my jesteśmy różni, organiczni, naturalni, bardzo indywidualni. Zawsze przemawiać będzie do nas coś, co ma podobną strukturę do naszego ciała i ducha. Wolne od zasad, w czuciu.

Natomiast nie jestem w zainteresowaniu plotkarskiej prasy ze względu na to, że dla nich jestem zbyt trudna, zbyt niekomfortowa. Ja ściągam kostiumy, a celebrycki nurt robi wszystko, by je promować. Cała płyta Fenix mówi o ściąganiu warstw. Weda o szukaniu siebie pod płaszczem odgrywanych przez siebie postaci. To bardzo mija się z tym, czego plotkarskie media szukają. Daje mi to wolność.

Jednak udział w programach Szansa na sukces czy Must Be The Music 6 nie świadczy o tym, że chcecie być artystami poza wszelką komercją? Co pani dał udział w tych projektach? Czy miał wpływ na przebieg kariery?

Oczywiście. Te programy były jednymi z najfajniejszych jakie w Polsce powstały. Szansa była pierwszym talent show, jaki w ogóle istniał w tamtych czasach. Poziom prowadzenia był na wysokim poziomie, przypomnę, że prowadził go Wojciech Mann. Uwielbiam tego człowieka. Kiedyś programy prowadzili naprawdę elokwentni, inteligentni ludzie z wysoką kulturą osobistą. W 2001 roku nie istniał jeszcze Facebook czy inne popularne obecnie social media.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze. Pobierz za darmo:

Pobierz najnowsze wydanie Mojej Harmonii Życia!

Viva Zioła! Sprawdź!

Dodaj komentarz