Malina Wieczorek: Mam prawo do życia w wielu wymiarach


Malina Wieczorek, artystka i działaczka społeczna, propagatorka zdrowia oraz kobiet, w rozmowie z Anną Dolską.

Łącząc tak wiele aktywności, kim czuje się pani najbardziej: artystką, społeczniczką czy kobietą biznesu?

Malina Wieczorek: Sama często je sobie zadaję, jednak wciąż nie posiadam jednoznacznej odpowiedzi. Zawodowo żyję kilkoma życiami naraz. Maluję, tworzę kampanie społeczne i prowadzę fundację. To wszystko się przeplata. Naturalnie jest we mnie czas sztuki i czas działań marketingowo-społecznych. W sztuce, która jest moim sposobem patrzenia na świat, znajduję stany podobne do medytacji. To obraz kieruje mną podczas tworzenia. On wie, kiedy jest koniec. Potrzebuje skupienia i oddania. Reklama ma inną energię. Daje mi dynamikę, wymaga szybkości w podejmowanych decyzjach. Natomiast fundacja wynika z własnych doświadczeń życiowych. Wszystkie działania wymagają ogromnej pokory i pochylenia się nad sensem kreowanego przekazu.

Czy można te trzy obszary harmonijnie łączyć?

Malina Wieczorek: Nie jest to proste, ale wykonalne. Przyznam, że był czas, kiedy prowadząc własną agencję, fundację i wychowując małe dziecko, nie dawałam rady być aktywna na rynku sztuki. Zawieszenie organizacji wystaw było w moim odczuciu jedyną moralnie słuszną drogą. Bo sztuka nigdy w człowieku nie umiera, wręcz oczekuje nowych etapów wynikających z dojrzałości i doświadczenia.\

Co ważne, zrozumiałam, że mam prawo do życia w wielu wymiarach, do różnych odsłon swojej tożsamości, do rozumienia, że każdy z nas może korzystać z całego bogactwa swoich talentów i cieszyć się tym, dzieląc z innymi.

Dlaczego w centrum pani zainteresowań artystycznych znalazła się kobieta?

Malina Wieczorek: Dla mnie jako malarki, ciała kobiet dają większą paletę do rozważań o prawdzie życia.

Kobiety to matki, kochanki, ale też efemeryczne święte czy osoby podążające swoimi ścieżkami. Może dlatego, że sama jestem kobietą, daję sobie prawo do pewnych deformacji, uproszczeń. Szukania tego, czego nie widać. Takie doświadczenie trochę na samej sobie. Kobiety od wieków są przyczynkiem do dyskusji – co się liczy, dusza czy uroda? Czym tak naprawdę jest uroda? Bo przecież każdy inaczej ją widzi i rozumie.

Może chodzi o odwagę w ciągłym zadawaniu najważniejszych pytań o początki istnienia, o dawanie życia i późniejszy jego sens. Każdy ma swoje odpowiedzi i często zmieniają się w różnych etapach. Zresztą podobnie jest z literaturą. Czytając książkę, czy ten sam wiersz po latach, z innym doświadczeniem, inaczej je rozumiemy, czego innego szukamy w tekście. Na przykład mój cykl „Filia non viva” – kiedyś o trudnych przeżyciach, dziś o nieustannym odradzaniu się w życiu, w warstwie cielesnej i duchowej, o ogromnej sile, która tkwi w człowieku.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszy wydaniu Mojej Harmonii Życia. 

Kliknij w obrazek i pobierz numer za darmo!

Dodaj komentarz