Psie hospicjum „Staruszkowo” działa już od lat


W niedługim czasie ukaże się książka „Zeszłam na psy” – rzecz o Krystynie Seemayer, która w wiosce Krzewie Małe już od lat prowadzi psie hospicjum „Staruszkowo”. W hospicjum swój dom ma obecnie ponad pół setki psów, głównie starszych.


Tekst: Krzysztof Ulanowski


Pierwszy rozdział książki pt. „Ważna jest droga i ważny jest jej kres” zaczyna się od następującego fragmentu:

„Mam wrażenie, że „Staruszkowo”, prowadzone przez Krystynę Seemayer hospicjum dla starszych i chorych psów, znajduje się niemal na krańcu świata. Nawet zasięg telefonu komórkowego nie jest tam niczym pewnym. A przecież znajdująca się w granicach powiatu lubańskiego dolnośląska wieś Krzewie Małe usytuowana jest niemal u stóp Karkonoszy, najpopularniejszych gór w zachodniej części Polski. Naprawdę niedaleko stąd do modnych miejscowości turystycznych, zatłoczonych tak zimą, jak i latem”.

Nie ufamy sobie

Bo takie właśnie jest „Staruszkowo”, niby mieszczące się na końcu świata, a jednak jakby w sercu świata. Bo kiedy przed kolorową bramę hospicjum nadjeżdża jeden samochód z darami po drugim, rzeczywiście można mieć wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą do Staruszkowa. A przecież jeszcze kilka lat temu, kiedy pani Krystyna musiała opuścić złego męża i swój dom w Karpaczu, nie było wcale pewne, że uda jej się wyremontować podniszczony budynek w Krzewiu. Jak się można bowiem domyślać, koszty bynajmniej nie były małe. Jak to jednak często bywa w takich sytuacjach pomogła cała armia ludzi dobrej woli.

Choć tych ze złą wolą też przecież nie brakowało. Im głośniej było o pani Krystynie i jej czworonożnych przyjaciołach, im więcej ludzie zwozili darów, im bardziej piękniał gmach hospicjum, im więcej przybywało w tym hospicjum psów – tym bardziej narastała fala hejtu. A wiemy przecież, że w dobie Internetu hejt potrafi zniszczyć niemal każdego.

Jak czytamy w książce: „Więzi społeczne są u nas słabsze, nie ufamy sobie wzajemnie, posądzamy się nawzajem o jak najgorsze intencje.” Jeżeli więc ktoś organizuje zbiórkę społeczną, czy to na zwierzęta, czy to na leczenie dzieci, czy na jakikolwiek inny ważki cel, nie brakuje osób, które natychmiast dochodzą do wniosku, że organizator zrzutki próbuje się w nieuczciwy sposób wzbogacić.

– W Internecie hejterzy cały czas mi ubliżają, szkalują – wzdycha pani Krystyna. – Piszą nieprawdę, że zbieram pieniądze na siebie, choć ja poświęciłam psom całe swoje życie, poświęciłam swoje zdrowie, a nikt z tych hejterów przecież u mnie nie był, nie sprawdził, ile w hospicjum mieszka zwierząt, w jakich warunkach tu przebywają. Jakim więc prawem to robią, przecież takie hejty w Internecie nie pozostają bez wpływu na świat realny, przez takie hejty „Staruszkowo” traci sympatyków, traci wsparcie – moja rozmówczyni nie kryje rozgoryczenia”.

Cały tekst przeczytasz w Mojej Harmonii Życia.

Dodaj komentarz