30.03 2023
Stopy są jak lustro – rozmowa z refleksologiem
Z Anną Frąckowiak, refleksologiem, wykładowcą i nauczycielem Polskiego Instytutu Refleksologii, rozmawia Izabela Dachtera-Walędziak.
Spotkałam się z określeniem, że refleksologia to masaż stóp? Domyślam się, że to zbyt duże uproszczenie?
– Zgadza się. Wprawdzie nie ma jednej definicji, która wyczerpywałaby temat, ale sprowadzanie refleksologii do masażu stóp to zbyt wąskie określenie. Raczej pokusiłabym się o podział refleksologii na relaksacyjną, służącą przede wszystkim sprawianiu przyjemności, odprężaniu pacjenta właśnie poprzez zabieg na stopach oraz refleksologię terapeutyczną, której celem jest uzyskanie efektu terapeutycznego, który co ciekawe, nie zawsze musi być taki, jakiego w pierwszej kolejności spodziewa się pacjent. Bardzo lubię definicję, która określa refleksologię jako sztukę dostrajania ciała. Jak najlepszej klasy instrument, tak i nasze ciało potrzebuje nieraz zbalansowania. Wyciszenia pracy niektórych układów i stymulacji innych.
Czy to znaczy, że – na przykład – szukamy pomocy w gabinecie, ponieważ boli nas głowa, tymczasem organizm przy wsparciu refleksologa zaczyna pracować nad inną częścią ciała?
– Poniekąd. Refleksolog nie pracuje na schematach, nie tylko każdy pacjent jest inny, ale każda sesja z tym samym pacjentem jest inna. Często nie wiemy, dokąd ostatecznie zaprowadzi nas droga, na którą wspólnie weszliśmy. Podobnie jak nie da się odpowiedzieć na pytanie, ile zabiegów trzeba przyjąć, aby osiągnąć efekt. Wiadomo, że na wszystko potrzeba czasu, natomiast ile dany organizm będzie go potrzebował, na ile zechce współpracować, jak szybko uda się pobudzić mechanizmy naprawcze, trudno powiedzieć.
Miałam pacjenta onkologicznego, któremu dokuczała wielogodzinna czkawka, i z tą dolegliwością do mnie przyszedł. Nie wyleczyłam mu raka, ale udało mi się zapanować nad czkawką, co przyniosło pacjentowi dużą ulgę. Ale zdarza się, że i z poważniejszymi chorobami organizm sobie radzi. Wszystko zależy od indywidualnych możliwości samonaprawczych. Najważniejsze dzieje się po wyjściu z gabinetu przez dwa, trzy dni, dlatego zalecam pacjentom, aby po zabiegu nie szli na siłownię czy pobiegać, bo organizm czeka teraz konkretna praca do wykonania.
Która dzięki takim terapeutom jak pani ma swój początek w stopach?
– Pracujemy na stopach, ponieważ są one naszym lustrem, patrząc na stopy można wiele powiedzieć, ciało poprzez nie sygnalizuje problem. Ktoś mówi, że bolą go poduszki pod palcami, a refleksolog wie, że to nie problem w stopach, a w klatce piersiowej. Kiedy trzeba, dodatkowo uciska się także ręce czy twarz. Już po samym kolorze stóp wiemy, czy organizm jest nawodniony, przyglądamy się stawom, paznokciom. Ze stopą pracujemy na refleksach, które odpowiadają organom, kościom, mięśniom.
W stopie jest ponad 7000 zakończeń nerwowych. Uciskając odpowiednie miejsce, a opracowujemy praktycznie każdy milimetr stopy, pobudzamy konkretne zakończenia nerwowe. Impuls idzie wówczas do mózgu, a mózg wydaje decyzję, co organizm powinien naprawić. Pracujemy na obu stopach, ale zdarza się, że musimy rozpracować nogę aż do kolana. I tu przykład, miałam pacjentkę, której puchła jedna noga. Badania lekarskie nic nie wykazały, tymczasem zauważyłam, że na jednej ze stóp wrażliwy jest refleks nerki, zatem domyśliłam się, zresztą słusznie, że problem leży właśnie w owej nerce. Inny przypadek: przyszła pani z bólem kręgosłupa, tymczasem ja zdiagnozowałam u niej problemy z pracą narządów kobiecych i to tak naprawdę je, jako pierwsze uleczył organizm, a ból kręgosłupa ustąpił niejako przy okazji.
Na co powinniśmy zwrócić uwagę, wybierając gabinet, w którym chcielibyśmy rozpocząć terapię?
– Dobrze, aby było to miejsce z polecenia, poza tym warto zapytać, czy w gabinecie, w którym chcemy rozpocząć terapię, wykonuje się zabiegi z zakresu refleksologii terapeutycznej czy relaksacyjnej. Ważny także jest czas, gdyż zabieg powinien trwać około godziny. Jeśli po kilku spotkaniach nie widzimy żadnych efektów, nic nie czujemy, też bym się zastanowiła, czy nie zmienić terapeuty. Podczas pierwszej wizyty nie trzeba wiele mówić o sobie, dobry refleksolog sam zbierze informacje od pacjenta, ponieważ wie, o co pytać.
Zazwyczaj pytania i odpowiedzi pociągają za sobą kolejne. Na przykład pytam pacjentkę, czy ma problemy z pęcherzem, odpowiada, że nie, a po chwili dodaje, już przy innym wątku, że w nocy dwa razy wstaje do toalety. A to przecież nie jest normalne. Dopytuję też o blizny po wypadku, operacji, migreny, niektórzy refleksolodzy obserwują też uszy, źrenice. Przyjmujemy, że stopy, źrenice i uszy są takim mikrokosmosem, przy założeniu, że całe ciało to makrokosmos. Terapeucie właśnie w tych miejscach wyświetla się nasze ciało w pomniejszeniu.
I jak na ekranie widzi wszystkie te miejsca, które wymagają samonaprawy?
– Kiedy zaczynam badać pacjenta, rzadko kiedy stwierdzam jedną przypadłość. Z reguły to kolekcja kilku schorzeń. Nie wiemy, które najpierw organizm zdecyduje się naprawić, może okazać się, że wcale nie zacznie od problemu, z którym pacjent przyszedł. Dobrym przykładem jest czteroletni chłopiec, terapeutycznie pracowała z nim babcia, a problemem podstawowym było zbyt długie jelito, przez co chłopiec nie wypróżniał się samodzielnie. Miał także problemy astmatyczne i zacinał się podczas mówienia. Okazało się, że w pierwszej kolejności organizm poradził sobie z problemami oddechowymi (chłopiec przestał brać leki wziewne), następnie poprawiła mu się wymowa, a w kolejnym etapie wypróżnianie.
Czy refleksologia, jako rodzaj terapii, może komuś zaszkodzić?
– Refleksologią nie można zaszkodzić, ale zdarza się, że zbyt mocno przepracujemy refleksy i np. wystąpi atak kamicy nerkowej czy woreczka żółciowego. Ale też można zadać sobie pytanie, czy ów atak to coś złego, czy może dobry znak, że organizm sam chce te kamienie z siebie wyrzucić. Podobnie jest z bólami, stare bóle wracają, ale po to, aby je przepracować. Podobne sytuacje nazywamy pozornym pogorszeniem zdrowia. Poza tym zabiegi skutkują objawami, które też mogą nas niepokoić. Poprzez nie odtruwamy organizm, a więc mocz bywa ciemniejszy, zdarzają się częstsze wypróżniania.
Skąd u pani zainteresowania akurat tym rodzajem terapii?
– Kiedy byłam w liceum, na rwę kulszową zachorowała moja ciocia, która jako wsparcie w chorobie dostała od znajomych deskę z naklejonymi drewnianymi połówkami, po której chodziła, a rwa zaczęła ustępować. To mnie zaciekawiło, tym bardziej, że już wtedy intrygowały mnie terapie naturalne. Z wykształcenia jestem humanistką, pracowałam w szkole jako nauczycielka, refleksologię najpierw praktykowałam na sobie i dzieciach, potem zdecydowałam się zmienić zawód.
Dyplom refleksologa w Polskim Instytucie Refleksologii zrobiłam siedem lat temu. Ale w tym zawodzie ważne jest ciągłe samokształcenie. Wanda Budzanowska-Bratko, która stworzyła Polski Instytut Refleksologii, bardzo dba o to, abyśmy się regularnie spotykali, wymieniali doświadczeniami, podpatrywali, jak inni pracują. Aby zostać dyplomowanym refleksologiem potrzeba około 2-3 lat na zajęcia teoretyczne i praktyczne, zakończone egzaminem. Co do szczegółów polecam zajrzeć na stronę internetową Instytutu. Zawsze powtarzam, że my nie leczymy, ale pobudzamy mechanizmy samonaprawcze. Uruchamiamy układ spontanicznego uzdrawiania. Bo na fotelu siedzi nie tylko Ciało, ale także Umysł i Dusza, a to daje nam piękny skrót CUD.