Ashwagandha – indyjski żeńszeń


Przez wieki byliśmy ograniczeni prawie wyłącznie do korzystania z dobroczynnego działania dostępnych, rodzimych ziół. Nieliczne egzotyczne leki roślinne docierały jedynie do wybranych. A i tak nie zawsze wraz z nimi przybywała do nas wiedza, jak je stosować. I leczenie jakich schorzeń może być wsparte cudzoziemskimi medykamentami. Dziś nasze horyzonty znacznie się poszerzyły – w zasięgu są rośliny sprawdzone w lecznictwie kultur oddalonych od nas o tysiące kilometrów. Czerpiemy ze skarbca Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, Ajurwedy, wiedzy Indian i tajemnic syberyjskich szamanów. Sięgamy po niewystępujące na naszym kontynencie rośliny, które mają nam do zaoferowania nowe możliwości. Współczesna nauka też nie zostaje w tyle, potwierdzając często działanie tych substancji roślinnych. Bogactwo natury ze wszystkich stron świata staje się dostępne. Grzechem byłoby nie skorzystać z tych skarbów.


Tekst: Olga Tylińska
Zdjęcie: pixabay.com

Jednym z takich egzotycznych roślinnych środków jest ashwagandha. Prawie każdy już o niej słyszał, ale czy wiemy, jak korzystać z jej działania?

Nazwa ashwagandha nawiązuje do specyficznego zapachu korzeni tej rośliny. Jeśli będziecie mieli okazję powąchać kiedyś korzenie „zapachu konia” to sprawdźcie, czy rzeczywiście mieli rację ci, którzy nadali jej to miano. W sanskrycie bowiem ashwa oznacza konia, zaś gandha to zapach. To właśnie korzenie najczęściej wykorzystuje się w hinduskiej medycynie ludowej. I to przede wszystkim do Ajurwedy należy sięgnąć, by dowiedzieć się, jak wykorzystywano ten gatunek. Wykorzystywać, by służył jako lek, suplement diety i adaptogen. Ashwagandhę traktuje się jako środek, który ma zapewnić długowieczność. Jest on stosowany jako tonik adaptogenny w celu aktywizacji fizycznej i psychicznej.

Wykorzystywano ją zresztą wszędzie, gdzie rosła naturalnie. Także w Afryce, gdzie stosowano ją (jako Kuthmithi) do znieczulenia miejscowego. Uważano, że liście pozwalają pozbyć się wszy, a z owoców wytwarzano nawet mydło. Przede wszystkim jednak przygotowywano z jej korzeni napar o działaniu uspokajającym, podając ją nawet dzieciom.

Ashwagandha nie była jednak tak całkiem nieznana w Europie. Pierwsza publikacja dotycząca witanii ukazała się w 1753 roku pod nazwą Physalis somnifera Karola Linneusza w Species Plantarum. Także polscy zielarze interesowali się tą rośliną. Opisano ją choćby w 1902 r. w Wiadomościach Farmaceutycznych, podając, że Afrykańczycy stosują upalone korzenie jako środek na ukąszenia żmii, skorpionów, a Kafrowie żują korzeń jako środek przeciwko rozwolnieniu.

W tym samym źródle możemy się dowiedzieć, że Buszmeni przykładają upalony i sproszkowany korzeń na głowę i stawy w razie bólu tych części ciała. W Polsce nazywano ją śpioszynem, gorliczką sennicą, a nawet psinką usypiającą.


Czytaj również: Sauna na poprawę nastroju i zdrowia


Inne nazwy tej rośliny, w tym jej oficjalna – witania ospała (Withania somnifera), żeńszeń indyjski, śpioszyn lekarski również podpowiadają, jakiego działania możemy się spodziewać. Łacińska nazwa gatunku somnifera oznacza „wywołujący sen”. Ale nie tylko ma wyciszać stres, ułatwiać zasypianie, poprawiać jakość snu, zmniejszać poziom lęku, jednocześnie ma ona dodać energii, niezbędnej do codziennego funkcjonowania.

Witanii przypisywano też inne, bynajmniej nie związane z „ospałością”, działanie. Z korzenia przygotowywano eliksir miłosny, który miał działać stymulująco seksualnie. W rytuałach tantrycznych stosowano go, wierząc, że przedłuża czas trwania erekcji. Pewne doniesienia wskazują, że ashwagandha może poprawić jakość nasienia niepłodnych mężczyzn, a nawet podnieść poziom testosteronu.

Cały tekst przeczytasz w najnowszym numerze Mojej Harmonii Życia

Pobierzesz go TUTAJ. SPRAWDŹ!

Dodaj komentarz