11.06 2018
Udzielanie rad – pomaga i zbliża do ludzi, czy szkodzi i odgradza?
Obserwując interakcje społeczne oraz w nich uczestnicząc, można nie bez racji stwierdzić, że udzielanie rad stanowi obecnie całkiem powszechną praktykę. Co więcej, nierzadko zdarza się, że komunikacja jednostki sprawia wrażenie, jakby opierała się niemal wyłącznie na poradach.
Tekst: Eliza Śliwińska
Zdjęcie: pixabay.com
Stara jak świat tradycja agresywnej dominacji
Niekiedy jest to naprzemienne, wzajemne udzielanie porad, innym razem, gdy spotykają się ze sobą strony o różnych stylach komunikowania się, oferowanie porad odbywa się jednostronnie. Wówczas wyodrębnia się podział na doradzającego i odbiorcę porady. Zdawać by się mogło, że gdyby nagle jakaś suwerenna władza niespodziewanie wprowadziła zakaz doradzania, wielu z nas nie wiedziałoby zupełnie, jak ma się komunikować.
Zastanawiając się nad przyczynami tak znacznej powszechności doradzania, odnaleźć można kilka powodów. Możemy mówić o zachowawczości sposobu komunikacji epok poprzednich. Na dworach czy w innych miejscach spotykania się elit, których cel nieodmiennie stanowiło prezentowanie własnego znaczenia i pozycji, agresja jako sposób realizowania walki o władzę, pozycję (elitarna forma walki o byt, komfort, opinię innych) przybierała postać bardziej zmanipulowaną, niż miało to miejsce wśród niewykształconego i nieokrzesanego ludu.
Pozornie miłe złośliwości, nieuprzejmość wyrażana z uśmiechem na twarzy, ugrzecznione sugestie podważające wartość rozmówcy, słodko brzmiące dewaluacje i kpiny oraz rady mające udowodnić górowanie nad rozmówcą („radzę ci waćpanie, byś szybko wycofał się ze swojego pomysłu, mówię ci to, waćpan, jakiem książę i doświadczony strateg”) – to stali bywalcy kontaktów elitarnych i formy słownej agresji, które nie znikły wraz z rozwojem cywilizacji. Obecne czasy możemy z kolei nazwać zatrzęsieniem doradzania.
Porady stały się modną formą przekazywania informacji, a jednym z częściej występujących przedrostków większości korporacyjnych stanowisk jest wyraz doradca ds. xy. Każdy cieszący się poważaniem zawód kojarzony jest z doradzaniem: prawnik, lekarz, a nawet niezupełnie zgodnie z prawdą – terapeuta czy psycholog. Wobec etosu wiedzy, nobilitującej tych, którzy ją posiadają, a w socjologicznym ujęciu będącej nawet przejawem władzy i dominacji nad tymi, którzy jej nie mają, oraz wobec niezmiennych i niezwykle silnych dążeń istot społecznych do osiągnięcia znaczenia i wartości w oczach własnych i otoczenia, nie może dziwić fakt, że doradzanie staje się obiektem pożądania.
W dążącym do równości społeczeństwie egalitarnym, w którym każdy chce i może mieć prawa i pozycje dawniej dostępne jedynie elitom, paradoksalnie większość może dążyć do władzy i wywyższania się nad innymi, poprzez co wielu dążyć może do udowadniania własnej wiedzy i wyższości. A ponieważ nie każdy może zdobyć renomę zasobem merytorycznym, osiągnięciami i sukcesami intelektualnymi, znacznie łatwiej jest zrealizować ów cel za pośrednictwem doradzania (każdy może mieć się za eksperta w każdej dziedzinie).
Jednakże z psychologicznego punktu widzenia, nie wszystkie jednostki będą utożsamiać własną wartość i znaczenie z osiąganiem przewagi nad innymi. Zgodnie z założeniem, że udowadnia się tylko niedowiedzione, osoby pogodzone z sobą, darzące siebie miłością i akceptacją – a więc mające realistyczne poczucie własnej wartości, nie będą miały potrzeby osiągania przewagi nad innymi. Jaki sens byłby w poświęcaniu czasu i energii na dowodzeniu czegoś, co jest wiadome? Takie osoby nie będą też czerpać satysfakcji z doradzania.
Doradzanie jako forma deficytu kompetencji interpersonalnych
Doradzanie innym określa się mianem bariery komunikacyjnej, gdyż utrudnia realizowanie się dobrej, opartej na szacunku i zaufaniu relacji. Dobra relacja to relacja symetryczna, a jakikolwiek brak symetrii jest formą dominacji (agresji). Kiedy jedna strona wchodzi w rolę eksperta, druga automatycznie sprowadzona jest do pozycji niższej, podporządkowanej. Doradzający ma poczucie kompetencji, prestiżu, a nawet władzy – odbiorca porady doświadcza tym samym ich braku.
Jest to więc relacja rywalizacyjna, w której zysk jednego bierze się ze straty drugiego. Taka atmosfera nie sprzyja otwieraniu się, szczeremu wyrażaniu uczuć i myśli, co jest warunkiem zrozumienia, wsparcia, bezpieczeństwa, ale też szacunku i akceptacji, poprzez które wyraża się miłość, przyjaźń, koleżeństwo, rodzicielstwo i wszelkie formy wsparcia drugiego człowieka (czy to zawodowe, czy prywatne).
Kiedy rodzice doradzają dzieciom, nauczyciele uczniom, dzieci rodzicom, babcie wnukom, wnuki babciom, koleżanki koleżankom, teściowe synowym, lekarze pacjentom itd. oddziałują negatywnie na poczucie wartości odbiorców swoich komunikatów, blokują porozumienie, nieświadomie izolują się od swoich rozmówców, wywołując niechęć, poczucie niezrozumienia i dowodzą, że w rozmowie z nimi nie ma miejsca na autentyczną relację.
Osoba, której się doradza, najczęściej czuje się niezrozumiana, nieakceptowana, a nawet słabsza lub gorsza. Prowadzi to do dążeń unikowych i obronnych – wycofywania się, zamykania się, oddalania, zahamowania otwartej rozmowy oraz tworzy niewidzialne mury między ludźmi. Inną stroną porady jest jej subiektywność – to co jest dobre dla mnie, nie musi być dobre dla ciebie, gdyż nasze światy się różnią. Różnimy się osobowościami, postawami, wartościami, poglądami, doświadczeniami oraz środowiskiem, w którym żyjemy, dlatego rada z życia jednej osoby często nie pasuje lub jest szkodliwa dla innej.
Jeszcze inną, mało rozumianą cechą rady jest narzucanie innym własnego punktu widzenia – z tej perspektywy rada staje się formą przemocy symbolicznej (tzw. gwałt symboliczny), gdyż doradzający narzuca swój punkt widzenia, myślenia, wartości i wybory odbiorcy. Kiedy formowana jest porada, nie ma miejsce na prawo do samodzielnego podejmowania decyzji w oparciu o własne ideały, założenia, pragnienia, emocje i potrzeby.
Ludzie doradzający innym często nie zdają sobie sprawy z reakcji, którą powodują u innych, nie rozumieją przyczyn oporu, niechęci i wycofania innych. Rodzice dziwią się izolacji, oporu i buntu dzieci, którym radzą, zamiast zapytać o zdanie, ideały i potrzeby, a następnie zapewnić możliwość negocjowania lub podejmowania własnych decyzji. Lekarze mówią o złym nastawieniu pacjentów, nie dostrzegając sposobu, w jaki odnoszą się do tych, którym chcą pomagać.
Teściowe narzekają na krnąbrność synowych, które nie chcą wypełniać ich wyobrażeń i realizować wypracowanych latami zasad, nie zdając sobie sprawy z prawa i potrzeby młodych kobiet do samodzielnego kształtowania własnej wizji życia. A wszystko to z powodu niezrozumienia szkodliwości stosowania rad, stanowiących próbę narzucenia swojej wizji innym lub/i realizacji własnej potrzeby znaczenia i poczucia wartości kosztem innych.
Prawo do wyboru, prawem do indywidualności
W psychologii społecznej i poznawczej występuje pojęcie konstruktu – indywidualnego, swoistego dla danego człowieka sposobu odbioru zjawisk i innych ludzi. Oznacza ono, że każdy postrzega ten sam świat w sposób właściwy tylko sobie. Patrząc na ten sam przedmiot każdy zobaczy go inaczej.
Kiedy 100 osób patrzy na jabłko na stole – jednym rzuci się w oczy kolor, innym kształt, komuś sposób ułożenia w przestrzeni, ktoś inny dojrzy je z perspektywy liczb (będzie myślał o tym, że jabłko jest jedno), innym nasunie jakieś skojarzenia – ale każdemu odmienne lub nieco różne. Gdyby wszyscy obserwujący mieli skupić się na jednej tylko cesze jabłka, dajmy na to na kolorze, każdy mógłby odebrać ów kolor inaczej: ktoś powiedziałby, że bardziej jest czerwone, inny że ma więcej zieleni; ktoś dostrzegłby przenikające się linie, inny nachodzące na siebie plamy; jeszcze ktoś dostrzegłby natężenie, inny jaskrawość , a jeszcze inny – bladość barw.
A wszyscy patrzyliby na ten sam przedmiot. Kiedy dodamy do różnic w odbiorze różnice osobowości, odmienne doświadczenia i wyciągane z nich wnioski, które nas kształtowały, a także własne przekonania, wierzenia, dążenia, marzenia, różne uczucia żywione wobec tych samych osób, przedmiotów i zjawisk oraz specyficzne warunki życia i środowisko społeczne – możemy dostrzec, jak bardzo różnimy się między sobą i zrozumieć, jak błędne jest przekonanie, że jeden człowiek może wiedzieć i zdecydować, co będzie dobre dla drugiego.
Doradzając, najczęściej dzielimy się swoimi doświadczeniami wyrosłymi na gruncie naszej perspektywy postrzegania świata, błędów poznawczych, stereotypów, niekiedy motywów i mechanizmów obronnych, z których nie zdajemy sobie sprawy, sądząc, że nasze opinie i decyzje są jedynymi słusznymi. Przekraczamy tym samym psychologiczne prawa odbiorców – do własnego postrzegania świata, do samodzielnych wyborów, do bycia sobą i postępowania w zgodzie z tym wszystkim, co składa się na indywidualną niepowtarzalność.
Kiedy terapeuta lub psycholog udziela klientowi zawodowego wsparcia, nie mówi osobie prowadzonej, co zdaniem specjalisty należy uczynić w danej sytuacji, lecz zachęca klienta do przyjrzenia się własnej sytuacji, rozpoznania swoich emocji, potrzeb i dążeń, by następnie zapytać osobę wpieraną, co ona sama uważa za najlepszą dla siebie decyzję oraz w jaki sposób zamierza to osiągnąć. Choć w zawód ten wpisanie jest kierowanie zachowaniem innych, nie przyjmuje ono formy doradzania, odbywa się w sposób szanujący decyzyjność i autonomię, a więc nie narzuca ocen, wartości i przekonań.
Jeśli na udzielanie rad nie ma miejsca w gabinecie psychologicznym, tym bardziej nie odnajduje się ono w codziennych relacjach, które dla dobra samych relacji oraz osób w nich uczestniczących są ze swojej definicji symetryczne. Udzielanie rad jest formą agresji, jak również przejawem niedostatecznych kompetencji społecznych. Czasem bywa instrumentalne, wyrafinowane i stosowane z premedytacją, służąc osiąganiu innych celów, które stają się łatwiejsze po degradacji rozmówcy.
Zawsze jednak warte jest zaglądania do wewnętrznych, psychologicznych przyczyn wchodzenia przez jednostkę w kontakt z pozycji dominującej. Nierzadko rezygnacja z doradzania wymaga jedynie uświadomienia sobie negatywnych konsekwencji doradzania, innym razem zmiany nawyków komunikacyjnych, jednakże czasem wchodzenie w kontakt z pozycji demokratycznej wymaga psychoterapeutycznego przepracowania poczucia własnej wartości lub innych negatywnych skutków wychowania się w autorytarnym systemie rodzinnym, do których należą m. in. niskie kompetencje społeczne oraz skłonność do przejawiania agresji.