Roślina bliższa organizmowi niż produkt chemiczny


Z prof. dr. hab. Gerardem Nowakiem, kierownikiem Katedry i Zakładu Naturalnych Surowców Leczniczych i Kosmetycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu rozmawia Danuta Pawlicka.

 

Tekst: Danuta Pawlicka
Zdjęcie: Piotr Jasiczek

 

Czy rzeczywiście roślina jest bliższa organizmowi człowieka niż produkt chemiczny?

Gerard Nowak: Tak. My jesteśmy częścią natury, stąd przyswajamy i tolerujemy lepiej to, co naturalne.

 

Czy słusznie mówi się, że lek roślinny wspomaga podstawowe leczenie, ale przede wszystkim ma zastosowanie w profilaktyce i w chorobach przewlekłych dla osób starszych.

Gerard Nowak: To prawda, ale sądzę, że nie można tylko do takiej roli sprowadzać leku roślinnego. Jeżeli surowiec roślinny, tzn. korzeń, liść, kwiat, nasiono, kora, ziele czy inna część rośliny zostanie nazwana lekiem, a zatem przejdzie wszystkie etapy analiz i badań (przede wszystkim klinicznych), to może on być traktowany jak każdy lek. Wtedy nie ma różnicy między lekiem roślinnym a syntetycznym. O wyborze decyduje stan fizjologiczny pacjenta w każdym wieku. Rzetelna wiedza o leku roślinnym daje możliwości kojarzenia (w określonych sytuacjach) leku roślinnego i syntetycznego. Można też po doraźnym opanowaniu choroby, kontynuować terapię lekiem roślinnym.

 

Co najbardziej zrewolucjonizowało i unowocześniło podejście do roślin jako źródła leków i kosmetyków – inżynieria genetyczna, techniki biotechnologiczne?

Gerard Nowak: To rzeczywiście brzmi imponująco, choć jest to niewątpliwie ingerencja w świat roślin. Może to co powiem jest nie na czasie, ale sądzę, że jest jeszcze tyle nie przebadanych gatunków, że ta ingerencja nie jest potrzebna, ale przyznaję, że może to być droga do odkrycia nowych leków dla nieuleczalnych dotąd chorób.

 

Czym się różni biofarmaceutyk od farmaceutyka, który ma swojego „przodka” nie na polu, lecz w laboratorium chemicznym?

Gerard Nowak: Biofarmaceutyki – substancje wielkocząsteczkowe wytwarzane są przez żywe komórki np. bakterii, drożdży czy roślin, posiadają szeroki zakres działania. Różnicę widać gołym okiem, porównując takie biofarmaceutyki jak: szczepionki, interferony, insulinę, erytropoetynę z przykładowym farmaceutykiem – diklofenakiem – syntetycznym związkiem o prostej strukturze chemicznej. Biofarmaceutykami możemy zatem nazwać białka lub związki chemiczne uzyskiwane w systemach biologicznych za pomocą metod biotechnologicznych.

 

Trudno uwierzyć, że co czwarty lek wypisywany przez lekarza na receptę ma pochodzenie roślinne!

Gerard Nowak: Dla mnie jest to oczywiste.

 

Wyrywając zielsko z ogródka, tępiąc pestycydami chwasty na polach pszenicy i paląc dżunglę pod gospodarcze uprawy, możemy bezpowrotnie zniszczyć leki na choroby nazywane dzisiaj nieuleczalnymi?

Gerard Nowak: Chwasty trzeba usuwać, aby rosły te rośliny, na których nam zależy. Płonące dżungle to niszczenie płuc ziemi i kontynuując temat na lokalnym podwórku – mówi się coraz częściej o betonizacji Poznania, czyli niszczeniu terenów zielonych naszego miasta i zamienianiu ich na osiedla domków jednorodzinnych.

 

Jaka roślina według pana zasługuje na nasze uznanie ze względu na jej znaczenie dla naszego zdrowia?

Gerard Nowak: Gdyby pani pytała o polską roślinę wartą ochrony i zapamiętania, wybrałbym kozłka lekarskiego. Korzeń tego gatunku stosowany jest w stanach lękowych i jego profil farmakologiczny i bezpieczeństwo stosowania jest zdecydowanie korzystniejszy niż alternatywne syntetyczne benzodwuazepiny, powodujące uzależnienia, senność w dzień, zaburzenia pamięci i koncentracji.

 

Natomiast światową karierę robi obecnie boswelia (Boswelia serrata) – gatunek dostarczający surowca pod nazwą gumożywica kadzidłowca. Jest dokładnie rozpoznany fitochemicznie. Podstawą do określenia jego działania i zastosowania były badania kliniczne. Znany jest mechanizm działania, dawkowanie, działania niepożądane i przeciwwskazania. Gumożywica kadzidłowca może być stosowana w chorobie zwyrodnieniowej stawu kolanowego, bólach kręgosłupa i stanach zapalnych jelita grubego.

 

Pytam o to, bo tytoń, na którym dzisiaj ciążą najcięższe oskarżenia za wywoływanie chorób, okazał się źródłem substytutu krwi.

Gerard Nowak: Tak, ale dotyczy to transgenicznego tytoniu. Liście takiej rośliny były też surowcem do otrzymania pierwszego roślinnego biofarmaceutyku, tj. ludzkiego hormonu wzrostu, a później pierwszych przeciwciał.

 

Często na własną rękę szukamy roślin leczniczych, które pomogą w leczeniu, jakie przepisują lekarze. Chcąc, nie chcąc jedynym dla nas przewodnikiem staje się nie zawsze rzetelna, ogólnodostępna informacja. Czy na przykład popularne obecnie – egzotyczna guarana działająca stymulująco na organizm, rosnący w Polsce różeniec górski leczący depresję oraz zmęczenie i kozieradka pomocna w cukrzycy warte są uwagi?

Gerard Nowak: No właśnie, farmaceuta w aptece czy w zielarni zawsze udzieli fachowej rady zgodnie z żelazną zasadą pracownika służby zdrowia – primum non nocere. Tego przesłania nie respektują autorzy, jak pani to ujęła, ogólnodostępnych informacji.

 

Guarana jest zbyt popularna. Niestety wiem, że w menu spotkań młodzieżowych podawane są nasiona paulinii, tzn. guarana. Zawiera ona najwięcej kofeiny (ok. 5%) z wszystkich kofeinowych roślin. Ma szereg przeciwwskazań: wiek 16 lat, jaskra, jednorazowa dawka powyżej 3 g, nadciśnienie. Nie wolno kojarzyć guarany z alkoholem, nikotyną. Wtedy dochodzi do trudnej do opanowania arytmii. Guarana jest przecież lekiem – ma działanie przeciwdepresyjne i można ja stosować w zdiagnozowanych mieszanych zespołach lękowo-depresyjnych, oczywiście po konsultacji z lekarzem.

 

Różeniec górski rosnący w niektórych rejonach Tatr jest pod ochroną. Z poletek uprawowych dostarcza surowca – korzenia – który może być stosowany w wyczerpaniu psychofizycznym. Nasiona kozieradki to surowiec, który może być stosowany w cukrzycy insulinozależnej i insulinoniezależnej, a także w hipercholesterolemii.

 

Wszystkie wymienione surowce roślinne są cennymi lekami o udowodnionej badaniami klinicznymi aktywności farmakologicznej. Fachowa literatura dostarcza też wiedzy o dawkowaniu, działaniu niepożądanym i przeciwwskazaniach, tzn. danych jakie obowiązują do każdego leku – syntetycznego i roślinnego.

 

Przy wyborze leku roślinnego lepszym doradcą od Internetu jest aptekarz, zielarz sprzedający w typowej zielarni?

Gerard Nowak: Zdecydowanie tak. Internet serwuje przeważnie ok 90% informacji marketingowych i zostawia mało miejsca na rzetelną wiedzę o ziołach. Niestety taka sytuacja zbyt często występuje również na ulotkach informacyjnych od producenta preparatu roślinnego. Zbyt często w recepturach złożonych preparatów roślinnych są składniki o przeciwstawnym działaniu. Dlatego niezbędna jest naukowa wiedza o ziołach. Studenci UMP mają w programie studiów przedmioty dobrze przygotowujące ich do zawodu. Absolwenci naszej Uczelni posiadają kompetencje umożliwiające im weryfikowanie często nieprawdziwych medialnych informacji i niestety też nieprecyzyjnych danych pochodzących od producenta. Ziołolecznictwo jest przedmiotem ścisłym i nie ma tu miejsca na eksperymenty i wymyślne receptury autorstwa internetowych pseudozielarzy.

 

W roślinach naukowcy lokują dzisiaj białka i szczepionki, a co tak naprawdę jest w kremach kosmetycznych, które według ulotek zawierają składniki roślinne spłycające zmarszczki, zapobiegające trądzikowi, rozjaśniające przebarwienia?

Gerard Nowak: Rejestracja nowego kremu jest zdecydowanie łatwiejsza niż leku roślinnego, a jeżeli mimo to i przy okazji leków można mieć zastrzeżenia co do jakościowego i ilościowego składu receptury, można wyobrazić sobie, co „wymyślono”, by opisać rewelacyjne działanie kosmetyku. Na pocieszenie nabywcom i miłośnikom kosmetyków mogę powiedzieć, że coraz więcej firm kosmetycznych dbając o pacjentów, ale też i o swój wizerunek, stara się, aby merytoryczne składniki preparatów były w zgodzie z rzetelną o nich informacją. Przyczynia się do tego możliwość współpracy z uniwersytetami medycznymi i korzystanie dzięki temu z coraz lepszej aparatury diagnostycznej skóry, znajomość i potrzeby rynku oraz duża konkurencyjność. Firmy coraz częściej w składnikach produktów umieszczają surowce roślinne, które według badań mogą rozjaśniać przebarwienia, niwelować zmiany trądzikowe, a nawet spłycać zmarszczki. Ba, jest nawet profesjonalny sprzęt, który obiektywnie może zmierzyć efekty stosowania kremów w tego typu zmianach skórnych.

 

Co daje naukowcom Ogród Roślin Leczniczych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu? Czy bez kolekcji zgromadzonych w nim roślin nie byłoby jakiegoś odkrycia, a badanie byłoby utrudnione, czy wręcz niemożliwe?

Gerard Nowak: Daje możliwości realizowania naszych zainteresowań związanych przede wszystkim z fitochemią. To trudna dziedzina. Niektórzy mówią, że jest sztuką dla wybranych, ponieważ na efekty ciężkiej pracy czasami trzeba czekać kilka lat, więc naukowcy szlifują w tym czasie cierpliwość i odporność nerwową. Ale pozytywny efekt daje ogromną satysfakcję, która równoważy te mozolne starania. Dzięki roślinom uprawianym w Ogrodzie, sprowadzanym pod kątem możliwości wykorzystania ich jako leki i kosmetyki, pracownicy Ogrodu odkryli kilkadziesiąt nowych związków nie opisanych wcześniej w literaturze. Dzięki nim poznany został skład chemiczny kilkudziesięciu roślin. Część z nich w wyniku przeprowadzanych przez nas badań, w tym również klinicznych, ma szanse otrzymać status leku czy kosmetyku. Mogę powiedzieć, że nasza Katedra jest jedynym ośrodkiem naukowym na świecie specjalizującym się w izolacji wybranych związków naturalnych. Co to oznacza w praktyce? Potrafimy z rośliny – zawierającej mieszaninę związków chemicznych o nieznanym często działaniu – wyodrębnić te, na których nam zależy. Te wyodrębnione, czyste związki naturalnego pochodzenia, są później szczegółowo badane, opisujemy ich działanie, aż w końcu – jeśli są podstawy – wchodzą one w skład standaryzowanych na odpowiednie związki ekstraktów o udowodnionych już właściwościach biologicznych jako substancje czynne leków i kosmetyków.

 

 

 

[recent_posts category=”all”]

Dodaj komentarz