17.05 2019
Djerba – śladami ulicznych opowieści
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze pociągały mnie rysunki na murach, tajemne znaki, którymi każde miasto przemawia do człowieka, odwołuje się do jego wyobraźni, a potem zastyga w niej pod postacią wspomnień. Szukam ich wszędzie, dokądkolwiek bym nie pojechała, a mój Instagramowy profil pełen jest ulicznej twórczości. Za każdym rysunkiem kryje się przecież jakaś historia, przekaz dla wtajemniczonych, który pokazuje nam, że miasta to nie tylko domy i ulice, ale również to, co ludzie w nich po sobie pozostawią.
Tekst i zdjęcia: Shirin Kader
I tak oto, z wakacyjnych fotek koleżanki, dowiedziałam się, że na Djerbie istnieje Erriadh – całe miasteczko pełne kolorowych, precyzyjnie wykonanych rysunków. „Muszę tam pojechać!” – zawołałam i zaczęłam szukać o nich informacji, zastanawiać się, kto i dlaczego postanowił zająć się taką twórczością, by wreszcie odnaleźć projekt Djerbahood.
Tunezja na ogół kojarzy się z drinkami pod palmą, hotelami z opcją all inclusive, natrętnymi sprzedawcami na bazarach albo z wakacyjnymi podrywaczami marzącymi o dostaniu się do Europy. Wielu przyjezdnych zupełnie nie utożsamia jej z zabytkami, bogatą historią, pięknem miejsc i krajobrazów. Projekt Djerbahood powstał po to, by przybliżyć cudzoziemcom mniej znane oblicze kraju. Jego twórcy zaplanowali rewitalizację jednej z wielu zapomnianych wiosek, odległej od strefy turystycznej, a ich pomysł skupił się wokół tego, by na ścianach tamtejszych domów umieścić kolorowe murale tematycznie związane z Tunezją.
Koordynatorem przedsięwzięcia został Mehdi Ben Cheikh, lokalny artysta od dawna kojarzony z twórczością uliczną. Z jego inicjatywy, latem 2014 r. na Djerbę zjechało ponad 150 grafficiarzy z całego świata, w tym także i z Polski, po to, by pozostawić w Erriadh swoje prace nawiązujące do lokalnych wierzeń i symboli. Nikt nie spodziewał się, że projekt przyciągnie tłumy zwiedzających, a zdjęcia ściennych obrazów obiegną cały świat.
Przed przylotem na Djerbę długo przygotowywałam się do wizyty w Erriadh. Szukałam rysunków w sieci, zapisywałam je w telefonie, tworząc coś w rodzaju mapy. Dobrze, że to zrobiłam, bo z relacji moich związanych z Djerbą znajomych wynikało, że dotarcie do niektórych murali wcale nie jest proste. Szybko okazało się, że mieli rację. Tuż po wyjściu z taksówki pomyślałam, że przez pomyłkę trafiłam na zwyczajną tunezyjską wioskę.
Główna ulica, kilka podrzędnych knajpek (w tym jedna z najpyszniejszym jedzeniem na wyspie), parę małych sklepików i w zasadzie tyle. Żadnych rysunków, nic, co wskazywałoby na to, że trafiłam w odpowiednie miejsce.
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w majowym numerze Magazynie Biomasa. Sprawdź!
[recent_posts category=”all”]