21.11 2022
Zupa na gwoździu, czyli blondynka w metalowym
Kolega baby na Facebooku spytał jak znajomi w czasach trudnych oszczędzają. On sam na ten przykład kaloryfery mocno przykręca, inni żarówki słabe zakładają albo przy lampce jednej wieczory spędzają. Jakby tak z babą porównać, to wszystko nic jest. Do tej pory ona najwięcej oszczędziła. W roku ubiegłym w listopadzie 890 złotych na tonę ekogroszku już wydała, a teraz nic jeszcze, bo czeka aż węgiel do gminy dotrze. A nie wiadomo kiedy to stać się może.
W zimnie czeka. Kominkiem grzejąc się jedynie, przy którym pierwszy rząd i tak zawsze pies i kot zajmują. Chwilową tylko radość śnieg u niej wywołał, popatrzeć na niego miło było, ale pierwsze kroki trudność już sprawiły, a kolejne do upadku bolesnego doprowadziły.
Nadejście zimy obowiązki dodatkowe wprowadziło. Dziad z bratankiem zarządzili, że zabezpieczać trzeba co się da, kurnik też. Gwoździe w tym celu potrzebnymi się okazały, to babie zadanie takie wydelegowali.
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
Pierwszą refleksją baby w sklepie było, że w metalowym takim całkiem nic ciekawego nie ma. Zaraz więc w kierunku gwoździ się udała, gdzie kolejna refleksja ją naszła. Że na pierwszy rzut oka widać, że w markecie takim mężczyźni rządzą, a wiadomo, że oni pomyślunku praktycznego nie mają całkiem. Bratanek mówił, że ze sto gwoździ kupić trzeba, a tymczasem owych masa cała na półce leżała. Jakby w paczkach po dziesięć czy pięćdziesiąt być nie mogły. Westchnęła baba tylko i do odliczania przystąpiła. Przy sześćdziesięciu paru była, gdy rozmowa dwóch panów uszu jej dobiegła.
– Co robi blondynka w sklepie metalowym? – spytał jeden i sam sobie odpowiedział: – Gwoździa odpowiedniego na zupę szuka.
Obydwaj roześmiali się radośnie, a i baba dołączyła, bo kawału tego nie znała i podejrzenie takie miała, że nowym całkiem jest, w związku z sytuacją powstałym. Z uznaniem więc swoją blond głowę odwróciła. Liczenie jednak przerwanym zostało i nie wiedziała czy gwoździ 66 czy 67, a może nawet i osiem zabrała. W pierwszej chwili dalej wybierać chciała, ale obawa ją naszła, że jak za dużo będzie, przy kasie na oszustkę wyjdzie. Od nowa więc odliczanie zaczęła.
Przy czterdziestu paru myśl jej daleko gdzieś uciekła i znowu niepewną była, ile gwoździ owych zabrała. Ale tym razem liczenia nie przerwała, bo pomysł genialny do głowy jej przyszedł. Że sto gwoździ być powinno powie, ale żeby kasjer sprawdził jeszcze. Pośmieje się najwyżej, że blondynka liczyć nie umie…
– Ja ma sprawdzać? – pan w kasie się oburzył. – W domu sobie pani policzy.
– Mogę w domu – baba urażona nieco odparła. – Oszukać tylko nie chciałam i wziąć za dużo…
– Oszukać? – kasjer się zadziwił. – Nie ma jak, gwoździe przecież na wagę są…