Lizbona – od portowego miasteczka do stolicy Portugalii


Alfama, najstarsza dzielnica (bairro) miasta, przez wiele wieków zachowywała swój szczególny charakter. Zamożni mieszkańcy opuścili ją dopiero po trzęsieniu ziemi w 1755 roku. A biedota, wykorzystując gruz, odbudowała ją na starych fundamentach w zbliżonym stylu.

(…) Alfama jest dzielnicą brukowanych, niekiedy ciemnych i zaniedbanych, ulic. Jest bezładną mieszaniną domków o niskich drzwiach i maleńkich oknach, poprzedzielanych małymi warzywniakami, barami, kawiarenkami i restauracjami, co upodabnia ją nieco do suku. Niemal na każdym kroku można się natknąć na pranie rozwieszone na sznurkach rozciągniętych między domami.

Ponieważ sznurki wiszą nisko nad chodnikami, przechodnie muszą odgarniać mokrą bieliznę z twarzy niczym za długą grzywkę. Jak zanotowała pisarka McCarthy, można odnieść wrażenie, że tutaj każdy dzień jest dniem prania. Takie sceny są znakiem rozpoznawczym czarno-białych portugalskich filmów o Lizbonie z ostatniego stulecia. W XX wieku, za czasów dyktatury Antónia Salazara, zwyczaj rozwieszania prania na ulicach był traktowany nie jako przejaw biedy, lecz jako element zdrowej tradycji współtworzący klimat dzielnicy.

Lizbona dzisiaj

Dziś Lizbona jest jedną z nielicznych europejskich stolic, w których można zobaczyć bieliznę suszącą się na sznurkach tak blisko centrum miasta. Podczas wędrówki uliczkami Alfamy słyszy się odgłosy rozmów i audycji telewizyjnych dobiegające zza firanek. Mieszkańcy obserwują, co się dzieje na ulicy, wyglądając przez niewielkie okna. Przed drzwiami dymią niepilnowane przez nikogo grille, a w powietrzu unoszą się kuchenne zapachy.

Jesús, mój znajomy, który pochodzi z Goa, byłej portugalskiej kolonii, przybył do Lizbony jako młody chłopak. Pewnego dnia, krótko po przyjeździe, z głodu ukradł sardynkę z jednego z takich grillów. Nie utrzymał jej jednak w dłoni, ponieważ była bardzo gorąca.

Kiedy niezdarnie próbował podnieść parującą rybę, w drzwiach pojawiła się właścicielka grilla i zawołała go. Chciała wiedzieć, czy jest głodny, i zaoferowała mu poczęstunek. Chłopak poszedł do niej z wahaniem, spodziewając się, że zdzieli go w głowę; zamiast tego kobieta kazała mu usiąść i nakarmiła go do syta. „Zrozumiałem wtedy, że chcę spędzić resztę życia w Lizbonie”, mówi Jesús. Alfama słynie z gościnności swoich mieszkańców.

Fragment książki „Lizbona. Królowa mórz”, Barry Hatton, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego i Bo.wiem

Dodaj komentarz