11.02 2019
Azja to uzależnienie i gwarancja dobrych wakacji
Jak co roku na przełomie zimy i wiosny mamy taki rodzinny zwyczaj, że zaczynamy planować wakacje. Czemu tak wcześnie? Przyczyna jest banalna. Właśnie dlatego, że to mniej więcej wtedy linie lotnicze zaczynają promocje na dalekie kierunki i można załapać się naprawdę na atrakcyjne ceny.
Tekst i zdjęcie: Karolina Szymańska
Najpierw planujemy „palcem po mapie” i już od kilku lat ten palec kieruje się we wschodnią stronę i ląduje gdzieś w okolicach Bangkoku czy Kuala Lumpur, czyli Dalekiego Wschodu. To świetne bazy wypadowe do dalszych zakątków Azji, do których ciężko się dostać bezpośrednio z Polski.
Tak, daleka Azja to nasze uzależnienie i gwarancja dobrych wakacji. Choć każdy z krajów się znacząco różni, to jednak jest wspólny mianownik – to mieszanka tropikalnego wilgotnego klimatu, pięknej przyrody, świeżych egzotycznych owoców, uśmiechniętych ludzi i pysznego świeżego ulicznego jedzenia. Street food można znaleźć w prawie każdym zakątku Malezji, Tajlandii czy Indonezji. Wszechobecne bazarki kuszą azjatyckimi przysmakami.
Wakacje w Azji to dla mnie czas inspiracji – prowadzę w Warszawie „5 składników” – dwa lokale z szybkim, azjatyckim, zdrowym jedzeniem. Dlatego zawsze po wakacjach mam głowę pełną pomysłów, jeżeli chodzi o urozmaicenie naszego menu.
Podczas naszych podróży unikamy turystycznych miejsc i szukamy takich, w których stołują się mieszkańcy – to jest gwarancją, że będzie smacznie i niedrogo, bo taki właśnie powinien być street food.
Zatem na początku warto zadać pytanie – gdzie jeść? I tu parę naszych ulubionych miejsc, których nie można pominąć.
China Town – prawie w każdym większym mieście w Azji można znaleźć dzielnicę, gdzie przed laty osiedlili się mieszkańcy Chin i żyją do dzisiaj w nieco zamkniętej enklawie. China Town w każdym mieście wygląda podobnie. Czy to w odwiedzonym Kuala Lumpur, Singapurze czy Bangkoku, China Town to miejsce pełne sklepików z podróbkami i sprzedawców nakłaniających do odwiedzenia ich stoisk, ale pełne także pysznego ulicznego jedzenia. Wieczorową porą przed malutkimi lokalami stają wózki z butlami gazowymi, na których są przygotowane w wokach dania ze świeżych produktów – warzyw, mięs i owoców morza. Dla bardziej odważnych można też spróbować smażonych żab czy insektów.
Wszystko odbywa się na ulicy, co gwarantuje możliwość oglądania całego procesu przyrządzania dania. Szybkość, z jaką są przygotowywane potrawy, naprawdę robi wrażenie. Warto usiąść przy stoliku, na małym plastikowym krzesełku i sącząc sok z lokalnych owoców podglądnąć, jak sprawnie kroją, mieszają i smażą składniki naszego dania.
Na kwestie czystości trzeba lekko przymknąć oko. Nie piszę tu o samych daniach, ale o otoczeniu. Wyrzucanie resztek potraw, zmywanie naczyń w misce z wodą na środku ulicy to taki azjatycki standard i trzeba się do tego przyzwyczaić.
Inne miejsce, do którego warto się udać, to jedno z hawkers centre – w których pod dachem lub na otwartej przestrzeni zgromadziło się wiele małych straganów z potrawami z różnych stron Azji. Często bywa tak, że na jednym traganie są przygotowywane dwie, trzy potrawy, a stragan prowadzony jest od wielu lat przez tę samą rodzinę. Zmieniłam parę zdań z jedną z pań sprzedających bułki i pierogi na parze, okazało się, że ona sama na tym stoisku pracuje już 10 lat, a wcześniej robiła to jej mama…
Jeżeli jesteś w większym gronie podróżników, to takie miejsce jest idealne – każdy może wybrać, coś dla siebie. Podchodzisz do konkretnej osoby, zamawiasz wybraną potrawę, często posiłkując się zdjęciem umieszczonym na straganie. Siadasz przy jednym z wielu stolików, a już po chwili w jakiś magiczny sposób ta osoba odnajduje cię wśród setek ludzi i podaje zamówione danie na plastikowym talerzu.
Wybór azjatyckich potraw jest ogromny. W takim miejscu można przebierać do woli: od tajskiego pad thaia, przez majezyjską laksę czy chińskiego kurczaka z ryżem, po którego ustawiają się kolejki.
Jedząc swoje wybrane dania, można obserwować mieszkańców, jak spędzają czas przy jedzeniu. Często są to wielogodzinne uczty, gdzie na dużych okrągłych stołach stoją litrowe butelki piwa oraz piętrzą się talerze w różnych kolorach – kolory talerzy mają znaczenie, bo z reguły należą do konkretnego właściciela straganu i przez służby sprzątające są odnoszone na swoje miejsce.
Zachęcam także do odwiedzenia jednego z lokalnych bazarów, to jest dopiero przeżycie… Kolorowe stragany przyciągają uwagę: w jednym miejscu obiera się stosy papryczki chili, w drugim wyciska sok z limonki w ilościach hurtowych, w jeszcze innym mieli miąższ kokosa na wiórki i wyciska mleczko kokosowe. Stragany pełne są egzotycznych warzyw, których nie znajdzie się w Polsce. Są też miejsca dla osób o mocnych nerwach – obieranie żab ze skóry i układanie obranych na lodzie, krojenie na kawałki ogromnej ryby, po której pozostała tylko głowa, wieszanie świeżego mięsa na hakach…Nie ma tam stoisk z jedzeniem, ale można kupić świeże owoce – ananas, rambutan czy marakuja mają niepowtarzalny smak.
Co jeść w Azji? Myślę, że na temat ulicznego jedzenia można by napisać niejedną książkę. Parę zagranicznych wydań już na ten temat widziałam. Różnorodność smaków, zapachów i przypraw może przyprawić o zawrót głowy. Dla mnie zasadą numer jeden jest próbowanie wszystkiego – dania są na tyle tanie – 5-15 zł, że warto zaryzykować.
Dlatego też polecę zupełnie subiektywnie parę dań, których warto spróbować.
Zaczynając od śniadania…zdecydowanie różni się ono od naszego, bo bardzo przypomina nasz obiad. Nierzadko na śniadanie można dostać rosół z makaronem ryżowym, kulkami mięsnymi i świeżymi ziołami. Alternatywą może być congee – danie przypominające owsiankę, tyle, że zrobioną z rozgotowanego ryżu, które nie jest na słodko. Z reguły dodaje się do niego tofu, smażoną cebulkę, orzeszki, kiszonki lub jajko. Dodatki można dowolnie wybierać i miksować. Bardzo sycące danie, gwarantujące pełny brzuch przez kolejne godziny.
To tylko fragment artykułu. Przeczytaj cały w Mojej Harmonii Życia. Kliknij i sprawdź!
[recent_posts category=”all”]