13.11 2018
Kobiety, które nie przeżyły żałoby po rozstaniu
Po związku należy przeżyć żałobę, która powinna odpowiednio długo trwać. Należy pobyć są memu ze sobą, by lepiej poznać swoje potrzeby. A natychmiastowe wchodzenie w nowy związek więcej nam odbierze niż podaruje.
„Fajniej mieć chłopaka niż nie mieć” – powiedziała mi ostatnio niemal 30-letnia koleżanka. Jest osobą, która – jak wiele innych kobiet – będąc jeszcze jedną nogą w starej relacji, drugą wchodzi w nową. Po samą szyję, absolutnie nie przejmując się radami znajomych: „odpocznij”, „zainteresuj się czymś nowym”, „dojdź do ładu sama ze sobą”, „rozwijaj się”, „wychodź do ludzi”.
Łatwo taką radę dać, trudniej samej wprowadzić w życie. Dla wielu kobiet zakończenie związku wiąże się z desperackim przeglądaniem Tindera albo zacieśnieniem więzi z kolegą, który od zawsze patrzył na nie z zachwytem.
– Często ludzie wskakują w nowy związek, żeby nie czuć bólu i rozczarowania, zapomnieć o nim. Nic w tym dziwnego, bo jako dzieci nie jesteśmy uczeni przeżywania żałoby po stracie. Jeśli przeprowadzamy się do innego miasta i dziecko płacze, że nie będzie już widywać przyjaciółki, pociesza się je, mówiąc, że na pewno będą się spotykać. I liczy się na to, że zapomną – gorzko ocenia psychoterapeutka Katarzyna Mlost-Zawisza.
Symbiotyczna relacja z rodzicem
Pół roku po rozstaniu z Jarosławem Kretem media trąbią o nowym romansie Beaty Tadli. O związkach Taylor Swift, czy Weroniki Rosati też słyszeliśmy całkiem sporo – nie jest więc tak, że te „piękne, wykształcone, bogate, z ciekawym życiem” funkcjonują inaczej niż trzydziestoletnia sprzedawczyni rzodkiewek z Suwałk.
U niektórych – niezależnie od statusu społecznego – zaklęty krąg trwa całe życie. Są kobiety, które od piętnastego roku życia nie były nigdy same, są takie, których „samotność” trwała maksymalnie kilka miesięcy. I niekoniecznie są to tzw. bluszcze, sierotki Marysie, które niczego same nie potrafią załatwić, czy osoby, które marzą o tym, żeby mieć trójkę dzieci, przystojnego męża, pianino w salonie i rosół w kuchni.
To również kobiety z pasjami. Umiejące się bawić, robiące karierę, dbające o środowisko. Atrakcyjne towarzysko i seksualnie. Zapytałam psychoterapeutkę, z jakim deficytem wiąże się zatem nieustanna potrzeba bycia w związku?
– Nieważne, czy kobieta jest zaradna, czy nie. Niektóre z nich po prostu nie wyobrażają sobie wchodzić do pustego domu, bez poczucia, że ktoś zaraz przyjdzie. Nie umieją być same, bo to wydaje im się przerażające. Bardzo często to są osoby, które miały bardzo symbiotyczną relację z rodzicem. Dlatego w dorosłym życiu też potrzebują mieć ścisłą relację z drugim człowiekiem, taką stale dostępną, jakiej nie sposób otrzymać od przyjaciół – tłumaczy Katarzyna Mlost-Zawisza. Jej zdaniem taka potrzeba może, ale nie musi wiązać się z obniżoną samooceną.
Warto ją jednak w sobie zwalczyć, bo natychmiastowe wchodzenie w nowy związek więcej nam odbierze niż podaruje. Psychoterapeutka twierdzi, że przechodzenie z ramion do ramion nie daje szansy na refleksję, a w efekcie na zmianę. W samotności możemy dostrzec w pełni nasze potrzeby i to, jak podczas trwania związku (choć niekoniecznie na jego skutek) się zmieniliśmy. Dopiero refleksja pozwoli na to, żeby kolejny związek był inny. W przeciwnym razie, następna relacja „zmieni tylko zewnętrzną witrynę, w sklepie będzie to samo”.
W samotności możemy dostrzec w pełni nasze potrzeby i to, jak podczas trwania związku się zmieniliśmy. Dopiero refleksja pozwoli na to, żeby kolejny związek był inny.
Wszystko zależy od twojego widzimisię
Z badań seksuologa Zbigniewa Izdebskiego wynika, że dla połowy Polaków bliskość i przytulanie są ważniejsze od seksu. To właśnie tej bliskości najczęściej brakuje po rozstaniu; podczas trwania związku była ona elementem codzienności, narkotykiem podobnym do cukru. To właśnie potrzeba bliskości (i atencji!) popycha do nowych miłosnych przeżyć. Ale tak jak cukier, niezrealizowaną potrzebę męskiej bliskości też można zastąpić.
Na przykład zaadoptować psa albo znaleźć współlokatorkę, która stanie się dobrą kompanką od picia wina i chodzenia na wernisaże, a przy okazji nie da nam poczucia pustego domu, w którym nie ma do kogo ust otworzyć. Bo kto powiedział, że „w pewnym wieku” już nie wypada? Życie singla ma wiele plusów, niedostrzegalnych lub niedocenianych w pierwszym okresie porozstaniowej żałoby. Rytm dnia nie jest już wspólny, nie składa się z kompromisów, a cały styl życia zależy tylko od widzimisię jednej osoby. Ciebie.
– Po domknięciu pewnego etapu i przeżyciu żałoby, która powinna trwać minimum pół roku, jest czas na nowy związek. Taki oparty na świadomym wyborze, nie na lęku przed samotnością czy poczuciu konieczności – kwituje Katarzyna Mlost-Zawisza.
Tekst: Katarzyna Chudzik
Zdjęcie: pixabay.com
[recent_posts category=”all”]