01.10 2024
Grzybobranie pod domem samym
Wstydu w pociągu się najadłam – przyjaciółka co z wizytą do baby się udała rumieniec na licu na peronie jeszcze miała. – Przez ten bilet z Internetu wydrukowany…
Konduktor bacznie mu się przyglądał, co radość jej wywołało, że widać nie wierzy, że ona wiek senioralny już ma. No to dowód osobisty szybko wyciągnęła.
– Nie trzeba, widzę ile latek pani ma – słowami tymi humor jej zepsuł, ale na chwilę tylko, bo zaraz dodał: – I że cholesterol za wysoki trochę, a cukier w normie…
Zaraz do głowy przyjaciółce przyszło, że konduktor jasnowidzem, a może i uzdrowicielem jest, bo z tym cholesterolem i cukrem się zgadzało.
– Ojej, ale mnie pan zaskoczył! – zdumiona odparła. – Tylko pan spojrzy na człowieka i tyle widzi?
– Nie, dopiero jak na wyniki badań spojrzę – wyznał. – A teraz bilet poproszę…
Pośmiały się trochę z wydarzenia owego i weekend planować zaczęły. Baba na grzyby namawiała, bo w sklepie nasłuchała się już o prawdziwkach i czarnych łebkach z pobliskich lasów. Nawet bratanek z prawie bratankową jak z gór wracali pod Łodzią w jednym lasku się zatrzymali skąd prawdziwki przywieźli. Tyle, że za mało jak na Wigilię, która niebawem nieubłaganie zbliżać się zacznie.
Podoba Ci się Tydzień Baby?
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
– Odpada, na grzybach nie znam się wcale – przyjaciółka propozycji nie przyjęła. – Na spacer iść co najwyżej możemy po ścieżkach wydeptanych, bo na inne butów odpowiednich nie mam.
No to pospacerowały, a przyjaciółka o diecie drogiej u dietetyczki kupionej opowiadała. Że kalafior z jogurtem jada, płatki owsiane na wodzie, a czasami rybę na parze gotowaną. Bez soli to wszystko i okropne bardzo.
– Szkoda, że na grzyby iść nie chcesz, smaczne są i bezkaloryczne prawie – baba współczująco w drodze powrotnej westchnęła.
A gdy do domu już dochodziły, obok niego w trawie zabieliło się bardzo.
– Sowy to są, grzyby mamy! – baba radośnie wykrzyknęła, a przyjaciółka z przerażeniem patrzyła jak do ich zbierania przystąpiła.
Zdjęcia przyjaciółka grzybom porobiła i mężowi posłała. Długo z nim potem telefonicznie dyskutowała, ale babie podsłuchać się nie udało, co ów o sowach sądzi.
Wieczorem baba smażenie zbiorów zaproponowała.
– Płatki dzisiaj zjeść muszę, a te sowy to może jutro – przyjaciółka stwierdziła.
– Dobrze, wstawię je do piwnicy i jutro posmażymy – baba się zgodziła.
– Nie, nie, zjedz sobie dzisiaj – przyjaciółka zaprotestowała. – Janusz mówił, że ja jutro mogę jak tobie nic nie będzie…