19.08 2024
Wyprowadzanie myszy i wino luksusowe, choć niesmaczne
Żółto się babie zrobiło jak z wakacji do domu wróciła. A to za sprawą nawłoci, co wokół kwitnie, a przyjaciółka baby mawia, że owa jak mimoza jest i nią jesień się zaczyna. I wieczór krótki taki baba zastała, bo w tej Hiszpanii to o dziewiątej jeszcze słońce było.
Ze złych wiadomości to myszy w domu baba zastała też. Pociecha walkę im w postaci żywołapek wydała. Wchodzi taki gryzoń do pudełka masłem orzechowym zwabiony, klapka się zamyka i wynieść go potem na pole należy. Na babę raz padło, bo w domu ani dziecka, ani dziada, ani prawie zięcia nie było akurat. Najpierw zjawisko myszy w pułapce zignorować zamierzała do powrotu innych domowników, ale żal jej się zrobiło. Że taka mysz zestresowana bardzo być musi.
Operacja w pełni się udała, mysz radośnie ku życiu lepszemu umknęła, choć chwilę dłuższą pudełka opuścić nie chciała, bo masło orzechowe kończyła jeszcze. Sąsiadka, co ze spaceru wracała zadziwiona zagaiła:
– Co babo na tym ściernisku robisz? Zbierasz coś do tego pudełka?
– Nie, tylko mysz wyprowadzałam – baba wytłumaczyła, ale sąsiadka nie zrozumiała wcale, czego dowodem oczy jej jak spodki w chwili tej wielkie były.
A gdy o żywołapkach usłyszała w oburzenie popadła, że myszy to zabijać należy, bo jak się zimno zrobi, to do domu wrócą.
– Niekoniecznie twojego, do mnie przyleźć mogą – z wyrzutem dodała, a baba z trudem się powstrzymała, żeby nie powiedzieć, że nadzieję taką ma właśnie.
Podoba Ci się Tydzień Baby?
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
Dnia następnego jak do sklepu weszła, rozmowy zaraz umilkły. Jak wtedy, gdy sąsiad opowiedział, że u baby kury dożywocie mają. No to się domyśliła, że wszyscy już o myszach wiedzą i zwolennikami żywołapek nie są raczej.
Przyjaciółki baby też z wakacji wróciły. Jedna wino co wspaniałym być miało z Włoch przywiozła. Degustację urządziły sobie, w pogodny dzień na tarasie białe wino z lodem spożywając. Nie smakowało babie za bardzo, ale głupio jej się przyznać było.
– Coś z tym winem jest nie tak – fundatorka po łykach paru stwierdziła.
Koleżanki z babą na czele grzecznie zaprotestowały, że pyszne jest. Na dowód czego baba duszkiem kieliszek wypiła. Inne uczestniczki spotkania z tą czynnością ociągały się nieco, a baba cieszyć się tylko mogła, że degustację z głowy już ma.
Wieczorem późnym przyjaciółka mamę swoją nad zamrażarką zastała.
– Czego mama o tej porze szuka? – zadziwiona spytała.
– Sos na jutro robię jeszcze – wyjaśnienie padło. – A tu gdzieś rosół zamrożony w kostkach miałam…