06.02 2024
Tydzień Baby: Niełatwe kohabitacje i bardzo zła synkowa
No i stanęło na tym, że znowu do Czech pojedziemy, a w roku ubiegłym obiecywał, że to nie on wybierać będzie – przyjaciółka smutno westchnęła o feriach nadchodzących opowiadając. Do Egiptu chciała, co by ciepło było, a dzieci starożytności łyknęły trochę. A mąż jej przy nartach się upierał.
– No dobrze, głosujmy w takim razie – podstępnie dzieci zawołał. I one w liczbie dwóch przegłosowały matkę, chociaż owa wcześniej już zdjęciami piramid i plaż pięknych je kusiła.
– To może i fajnie, że dzieciaki na sportowo odpoczywać chcą – baba nieśmiało wtrąciła.
– Na sportowo? Bzdur im nawciskał, że w Egipcie to jak na lekcjach historii będzie – wzburzona przyjaciółka stwierdziła. – A jak tego mało było, zepsuty automat ze słodyczami w pensjonacie im przypomniał, co za darmo batony wydawał. Że może jeszcze naprawionym nie został.
– O, niełatwa ta kohabitacja z dziećmi! – druga z przyjaciółek słowa modnego użyła. – A z takimi dorosłymi, to jeszcze gorzej jest. Moje pociechy swoje do nas na ferie wysyłają, żeby powietrza wiejskiego się nałykały, w czasie gdy one górskie w Alpach łykać będą. Synkowa odpocząć ponoć od dzieci musi, taka z niej matka wredna.
Podoba Ci się Tydzień Baby?
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
– Kohabitacja żadna to nie jest – baba sprostowała. – Kohabitacja jest jak się mieszka razem…
– Naprawdę? Sądzisz, że prezydent z premierem razem mieszkają? – koleżanka z wyższością na babę łypnęła. Na wypadek wszelki jednak do narzekania na synową wróciła. Raz widziała nawet, jak syn jej naczynia zmywał, taką leniwą żonę ma.
– Myślałam, że się lubicie, zawsze o niej tak ładnie mówisz, synkowa… – baba się zadziwiła.
– Synkowa, bo to żona biednego synka, co tak źle trafił…
Baba obecnie jak te wnuki przyjaciółki jest, powietrze wiejskie łyka. Tyle, że ostatnie łyki to już są, bo godziny od powietrza afrykańskiego ją dzielą. Z dziadem do Kenii lecą, choć łatwo nie było i dziad już zapowiedział, że po raz ostatni w życiu na lot długi taki się zgodził.
No i wszystko na tym powietrzu deszczowym robić musiała, bo dziad przeziębionym był i straszył, że rozchorować się może i w domu zostać. Nie wystarczyło kur nakarmić i drzewa do kominka nanosić. Jak na złość konie deszcz upodobały sobie, godzinami stać na nim mogą, to i baba po parku za nimi biegać musi.
Zakupy na wyjazd też na głowie baby były. Ale owe przyjemnymi bardzo się okazały. Pani w sklepie drogeryjnym zaraz spytała, czy baba na narty się wybiera, więc odpowiedzieć mogła, że nie, że na safari.
Rozczarowanie przeżyła jedynie okulary słoneczne kupując. Dwie ekspedientki były, a żadna nie spytała dokąd baba leci. Przy drzwiach głos jednej dobiegł ją za to, jak niby cicho do koleżanki się odezwała:
– Pewnie kobieta na operację zaćmy się wybiera…