16.02 2023
Ofiara czy zwycięzca – wybór należy do ciebie
Kiedy byłam małą dziewczynką, w jednej z popularnych gazet natrafiłam na cytat informujący, że każdy z nas żyje na swojej własnej planecie (w swoim własnym świecie). Były to słowa, stojące w sprzeczności z podwalinami całego mojego dotychczasowego wyobrażenia o naturze istnienia.
Tekst: Eliza Śliwińska
Symboliczny sens stwierdzenia, że każdy z nas żyje w swoim indywidualnym wszechświecie (własnej planecie itp.) ma znaczenie i sens wielowymiarowy. I jak większość uniwersalnych prawd, możemy je rozumieć i analizować w odniesieniu do różnych płaszczyzn funkcjonowania człowieka – odwołując się do codziennego doświadczenia, dowodów naukowych, prawd duchowych, a także rozmaitych dziedzin działalności i wytworów człowieka.
Jednak aspektem, na którym chciałabym się skupić szczególnie jest znaczenie tej prawdy dla jakości życia człowieka. Odnosi się ono do dwóch wymiarów możliwej pracy nad sobą lub, mówiąc inną nomenklaturą, procesu rozwoju nadającego głębszy sens życiu człowieka i zapewniającego przyjemniejszy sposób przeżywania czasu.
Mój świat, moje wnętrze
Mowa tu o własnym wnętrzu i wszystkim co przez to pojęcie rozumiemy (inside) oraz interakcjach ze światem zewnętrznym (outside). Mówiąc o interakcjach zewnętrznych najczęściej mamy na myśli kontakty społeczne. Warto nadmienić, że reagujemy również ze światem roślin, zwierząt i światem nieożywionym, często nieświadomie, jednak w miarę rozwoju duchowego i związanego z nim wzrostu uważności coraz bardziej zdajemy sobie z tego sprawę.
Kiedy jesteśmy u podnóża „góry życia”, potrzebujemy prostych kategorii, pozwalających nam uporządkować („okiełznać”) ogrom wiedzy o świecie. Dla zobrazowania praw wewnętrznego rozwoju można posłużyć się tu paralelą okresów życia – dzieciństwo, młodość, dorosłość, dojrzałość. Małe dzieci potrzebują prostego języka. W wielu książeczkach pomagających w zrozumieniu świata używa się dualnych kategorii: czarne-białe, ciepłe-zimne, dobre-złe. A nastolatkowi możemy już przedłożyć inny aspekt świata poprzez pojęcia abstrakcyjne.
Człowiek dojrzały będzie już dysponował bagażem zasobów do poznawania rzeczywistości. Poziom poznania zależy jednak w znacznej mierze od sposobu korzystania z dostępnych (danych z natury) możliwości. Nie bez powodu mądrość jest powszechnie kojarzona z obrazem „starca” spędzającego żywot nad książkami. Podobnie na początku rozwoju duchowego widzimy wyraźne, kategoryczne podziały ja-oni, ja-świat. Na wysokości połowy życiowego trekkingu dostrzegamy, że granice między mną a światem są płynne, dostrzegamy własny wpływ na to, co odzwierciedla się w tzw. zewnętrznym świecie. Zdobywając szczyt, oddychamy rześkim powietrzem, organizm pracuje sprawniej, możemy czerpać z zasobów własnego czucia, wiedzy i mądrości. Czujemy każdą komórką ciała łączność ze światem, patrząc w dół możemy zrozumieć małość toczących się u podnóży „wielkich” spraw świata.
Czytaj również: Negatywne myśli? Zgnieć, podrzyj, wyrzuć do kosza
Z perspektywy patrzącego ze szczytu nie mają one większego znaczenia. Na szczycie nie odbijamy się już o sztywne kategorie zamkniętego umysłu. Mamy szanse doświadczyć jedności z otoczeniem. Wspinaczki na niskie wzniesienia przynajmniej raz w życiu doświadczył niemal każdy. Wielu ludzi z pasją spędza czas na trekkingach. Są i tacy, którzy wiodą życie w górach. Jednak istnieją także szczyty zdobyte tylko przez największych duchowych alpinistów. W moim osobistym odczuciu, osoby z wrodzonym lękiem wysokości, każda wycieczka w górę jest podróżą w głąb siebie.
Lubię te momenty, gdy w ciszy pokonuję ograniczenia ciała i umysłu. Przypominają mi się wówczas często liczne prawdy zawarte w popularnej książce „Pielgrzyma” Paulo Coelho. Motywację do drogi w głąb siebie i przed siebie, możemy odnaleźć dla przykładu w głębi słów, pod którymi podpisuję się obiema rękami: Toteż ucieczka przed walką jest czymś najgorszym, co może się nam przytrafić. Jest o wiele gorsza od przegranej, ponieważ klęska zawsze może stać się dla nas źródłem doświadczenia i nauką, a ucieczka daje nam tylko jedną możliwość: głosić zwycięstwo naszego wroga.