07.02 2022
Tydzień Baby: Wiosna w oczy zagląda, a baba błądzi
– Na trasy leśne czas ruszyć. Wiosna w oczy niepokojąco już zagląda – przyjaciółka zadzwoniła celem wyciagnięcia baby na kije.
– Nie da się – baba oceniła w okno łypiąc, za którym coś padało albo i sypało nawet. – Błoto straszne, wieje i wiosny żadnej nie widać, oprócz tych przebiśniegów jedynie.
– Ty nie patrz przez okno, a na brzuchy nasze i inne krągłości. Magnolia pączki już ma, jak krokusy zakwitną za późno na działanie będzie – koleżanka nie ustępowała. – Na siłownię chodźmy, albo pobiegać po asfalcie, skoro błoto ci przeszkadza. No i dobry to moment chyba jest, żeby diety przejrzeć…
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
Babie pogoda paskudna bardzo we znaki się dała, więc myśl o samym wyjściu z domu okrutną jej się jawiła. Przygodę baba z nawigacją miała, gdy do koleżanki do Komornik co pod Poznaniem są jechała. Samochodowa to jej pokazała, że 103 miesiące aktualizowaną nie jest, ulicy więc nie znała. W komórce baba inną znalazła, tyle, że mówić nie chciała, a cyferki tak małe miała, że w okularach do patrzenia w dal nic baba nie widziała. No, ale baba zawsze jakoś sobie poradzi, że na tej starej do centrum Komornik dojedzie, postanowiła, tam się zatrzyma, okulary zmieni i spokojnie ulicę na komórkowej znajdzie.
Plan doskonały prawie na Ratajach runął. Stara nawigacja całkiem zgasła, śnieg z deszczem widoki zasłaniał. Ale że kobiety intuicję mają, to na ową baba się zdała. Na autostradzie gdzieś wylądowała, w Luboniu, Wirach… Zmrok już zapadł, ulice puste całkiem były, sklep na szczęście się pojawił, gdzie baba o drogę dalszą spytać mogła. Z myślą taką próg owego przekraczała, że jak daleko będzie, to z jazdy dalszej zrezygnuje całkiem.
– Dzień dobry – grzecznie zagaiła. – Którędy do Komornik dojadę?
– Ale konkretnie dokąd? – sprzedawczyni jakby się zadziwiła. – Bo w Komornikach to pani jest właśnie…
Dotarła baba do celu szczęśliwie, acz droga zamiast 37 minut, które jej nawigacja wskazywała dwie godziny prawie zajęła. Powrót też niełatwym się okazał. Jakoś tak z całkiem złej strony Poznania baba wyjechała, ale za to w pobliżu domu przyjaciółki od diet i kijów.
– Wstawiam kawę, ale ciasteczek nie będzie – koleżankę wizyta nieoczekiwana ucieszyła bardzo. – Nie ze skąpstwa, o które mnie zawsze podejrzewasz, a dla zgrabności naszej.
Przyjaciółka do dziada trochę podobna jest. W kwestii kaloryferów co je rodzinie przykręca. Dzięki temu, jak twierdzi, dzieci zahartowane ma i nie słucha jak baba dodaje, że zmarznięte też.
– Ale świetnie babo trafiłaś, bo kawę znakomitą w prezencie dostałam – na pocieszenie dodała.
Razem do kuchni się udały, dwa duże kubki koleżanka naszykowała i do każdego niepełną łyżeczkę kawy wsypała.
– Dla mnie lej tak do połowy – baba się odezwała, żeby choć trochę smaku kawy wyjątkowej poczuć, a nie wodę zabarwioną pić. I celem wyjaśnienia grzecznego dodała: – Spieszę się trochę.
– W porządku – przyjaciółka czajnik po który sięgnąć już zdążyła odstawiła. – W takim razie trochę odsypię…