
14.06 2021
Tydzień Baby: O wariatce, co na konie cip cip wołała…
Jak minął Tydzień Baby? – Trochę tak jakbyś lisy dokarmiała – dziad skomentował, gdy baba z wiaderkiem ugotowanych obierek do kur się udawała. A jej na te słowa łzy w oczach się pojawiły.
Bardzo atak lisa przeżyła. Dziad co prawda przepędził drapieżnika, który w popłochu kurę z pyska wypuścił, ale kilka innych przepadło. Dwie udało się odnaleźć, wysoko na drzewach siedzące. Stres pewnie skrzydeł im dodał, ale sfrunąć na ziemię już się bały.
– Dziadzie, zrób coś – po godzinach dwóch baba o pomoc poprosiła, zwłaszcza, że jastrzębia niebezpiecznie krążącego dostrzegła.
– Zwariowałaś, babo? – dziad w sposób brzydki odmówił. – Mam kury z drzew ściągać?
Rozważała baba jeszcze czy po strażaków nie zadzwonić. Jej przyjaciółce, co kota po poważnych urazach głowy ma, kilkakrotnie pupila z drzewa ściągali. Ale bała się trochę, że jak dziad zareagować mogą.
– Babo, opamiętaj się, przecież to kury tylko są. Albo raczej były… – tak na płacz jej zareagował, gdy wieczorem w kurniku raptem czterech sztuk się doliczyła z tymi, co z drzew sfrunęły jednak. A ze dwanaście być powinno.
Dla baby to tylko kury nie były, karmiła je, a czasami to i zagaiła coś do nich. Kogutka lubiła najbardziej, a on pierwszy zginął pewnie, bo biały był, czyli najlepiej widoczny.
Zła baba bardzo na dziada za postawę jego okrutną była. Tak bardzo, że chwilowo pod jednym dachem z nim przebywać nie chciała. Udała się więc na beznadziejne raczej poszukiwanie kur. Może któraś przestraszona gdzieś się zaszyła i boi wyjść?
– Cip, cip – zawołała w krzakach, ale nawet echo jej nie odpowiedziało.
– Cip, cip – zawołała przy wybiegu konia i koń radośnie podszedł…
O psy wsparcie prosić zamierzała, ale jak tylko krzyknęła, dostrzegła obydwa bez ruchu na ziemi leżące. Gdy zdenerwowana dobiegła, ogonami machać zaczęły. Zabawę teraz taką mają – baba woła, padają i sen udają, albo trofea myśliwskie, jak dziad mówi.
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
Wycieńczona cierpieniami baba szybko spać poszła. Trochę też po to, żeby dziada mądrości na temat praw natury nie wysłuchiwać. Obudziła się jednak jakaś taka radosna jakby. Nawet myśl jej do głowy przyszła, że może kury żyją i pod kurnikiem czekają. Zerwała się więc z łóżka, wzrok jej na okno padł, gdzie widok piękny się roztaczał. Na klombie kwiatów, w słoneczku porannym dwie sarenki stały.
– Dziadzie, podaj telefon, albo sam zdjęcie szybko rób! – wykrzyknęła.
Obudzony dziad przez okno łypnął i zamiast zdjęcie zrobić, owe otworzył, czym sarenki przegonił. A jak przed dom wyszli, to wyszło na to, że postępowanie dziada słusznym, choć spóźnionym było. Sarny wszystkie pąki róż zjadły. Kury pod kurnikiem nie czekały, więc przebudzenie tylko baba miła miała.
Po dwóch dniach sąsiad przyszedł, że w gospodarstwie byki hodującym kogut biały i pięć kur spaceruje. Radość wielka na babę spłynęła, zaraz pobiegła, dziada też do interwencji zmuszając. Z daleka już kogutka ulubionego dostrzegła.
– Cip, cip – wesoło zawołała, a kury w popłochu uciekać zaczęły. Jak się za byki pochowały, sprawa całkiem beznadziejną się okazała.
Oddalili się więc z dziadem do sklepu, weszła tylko baba, co by norm nie przekraczać. Gdy jeden z panów przed kasą babę dostrzegł, zaraz drugiemu coś na ucho szepnął. I obaj na babę spoglądać zaczęli. No to uśmiechnęła się życzliwie.
– Dziadzie, tu takich dwóch facetów wychodziło i chyba o mnie gadali. Słyszałeś coś? – baba po zakupach spytała.
– Pomyłka jakaś to chyba była – dziad uspokoił. – O wariatce jakiejś mówili, co na konie cip cip wołała…