Tydzień Baby: Dwa wina i szczęśliwe kaloszki


Takie babę myśli naszły, że teraz, gdy te złote, czerwone i inne liście ziemię zalegają głównie, drzewa pustkami świecą, a niebo szarością, to najwięksi nawet zwolennicy jesieni odpuszczą. Ale nie, wiele koleżanek nadal zdjęcia resztek kolorów zamieszcza i fajnego coś w tej porze roku widzi. I przyjaciółka, co się niedawno do wsi sąsiedniej wprowadziła też.

Babę nastrój kłótliwo-depresyjny dopada, podobnie jak i zwierzyniec jej. Koń tylko jakby obojętny pozostaje. Starka, jak zwykle, trawę zieloną jeszcze je, a radość szczególną okazuje, gdy wieczorem sianko widzi. Pies z kotem natomiast jak pies z kotem żyją. Lea niby Marcela do miski swojej dopuszcza, ale po chwili ze szczekaniem złowieszczym na niego się rzuca. Kot tym się rewanżuje, że na ową czyha za każdym rogiem i łapką z zaskoczenia po pysku bije. Wieczorem też się nie godzą, ale że żyć bez siebie nie mogą, to na jednej kanapie się kładą, tyle, że od siebie odwrócone całkiem.

Baba też kłótnię pewną wywołała. O karton, co go dziad spalił i do końca problemu nie widział, a gwarancja sprzętu nowego przyjaciółki jednej tam była.

No, ale nowa prawie sąsiadka baby narzekać przestała wreszcie na ciemność i ciszę na wsi panującą. I na to, że w kaloszach wskutek drogi remontu do samochodu chodzić musi teraz, a dopiero w Poznaniu szpileczki odpowiednie zakładać. Przypadek przykry miała, gdy opona podczas jazdy w aucie pękła. Na stację benzynową bezpiecznie zjechać jej się udało.


INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!


– Jak tak stałam na stacji i czekałam na Assistance, to w 30 minut trzech chłopów koło naprawiać mi chciało – opowiadała gdy do baby z winem gruzińskim wpadła. – Jeden na kawę zapraszał przy okazji, drugi piwo proponował, bo stres mam i przecież laweta za mnie jechać będzie, a trzeci jechał do Berlina i mnie chciał ze sobą zabrać… bo w tej Polsce to nawet opony samoistnie eksplodują. Ale branie miałam mimo, że w kaloszkach byłam, a nie w szpileczkach…

Bez lampki wina trudno rozważyć im było, czy faceci owi mimo kaloszek urodę przyjaciółki docenili, czy też kaloszki seksowne takie są. A że degustować nie mogły, bo przyjaciółka wozem była, a baba wieczorem po dziada na stację jechać musiała, problem nierozstrzygniętym pozostał.

Gdy dziad z Gdańska wrócił, też wino babie przywiózł. Widać sumienie go o ten karton spalony ruszyło. Jako, że zna się, z uznaniem na wino od przyjaciółki łypnął. Baba też zainteresowanie prezentem od dziada wykazać chciała, to i w Internet spojrzała. Że szczep dobry to jest, przeczytała. I jeszcze, że wino do gotowania najlepiej się nadaje, ze względu na swoją cenę niską…

Tekst i zdjęcia: Kamilla Placko-Wozińska
Zdjęcie ilustracyjne: pixabay.com

Zamów najnowsze wydanie „Mojej Harmonii Życia”.
W wersji papierowej lub e-wydania!

Dodaj komentarz