Birma, kraj tajemniczy i nieodkryty


Birma, kraj tajemniczy i nieodkryty. W 2012 r. rządząca przez 50 lat krajem junta wojskowa postanowiła otworzyć granice i wpuścić zagranicznych turystów do swojego państwa. Już wtedy było wiadomo, że Birma posiada unikat na skalę światową i że skrywa coś niesamowitego na swoich ziemiach.


Tekst i zdjęcia: Katarzyna Rymarzak


2013 rok. Birmańska Ambasada w Bangkoku. Urzędniczka wbija nam miesięczne wizy do paszportów. To oznacza jedno, spełnienie najskrytszych podróżniczych marzeń. Oto przed nami dwa tygodnie na poznanie jednego z najbardziej zagadkowych krajów na świecie. W głowie mnóstwo pytań i niepewności. Mamy ze sobą przewodnik Lonely Planet w języku angielskim – jedyny dostępny przewodnik po Birmie. Jest dla nas jak biblia i jedyne rzetelnie źródło praktycznej wiedzy o bieżącej sytuacji w kraju.

Męczą nas pytania. Czy jadąc tam, nie wspieramy reżimu okrutnej junty wojskowej? Czy wydane na miejscu dolary trafią do zwykłych ludzi czy do chciwej armii? Jak lokalna ludność będzie reagować na obcych, którzy odwiedzają ich kraj?

Podróż w czasie i Birma

Lotnisko Don Muang w Bangkoku. Pierwszy lot linii Air Asia do Mandalay, a my na pokładzie. Czego się spodziewać? Wszystkiego. To ten moment, w którym uzmysławiasz sobie, że właśnie zaczynasz przygodę swojego życia. Już droga z lotniska do centrum drugiego co do wielkości miasta w kraju wyjaśniła wiele. Spodziewałam się biedy i właśnie na nią patrzyłam.


Czytaj również: Raja Ampat – raj na końcu świata


Przy głównej ulicy stały prowizoryczne chaty splecione z bambusa. Dookoła śmieci, stare opony i zwierzęta domowe. Ku mojemu zaskoczeniu, niektóre domostwa posiadały świnie trzymane na krótkim łańcuchu. Jak się później okazało, świadczyło to o dobrym statusie i powodzeniu w życiu. Na trawniku oddzielającym pasy jezdni suszyło się pranie. Stało się dla nas jasne, że właśnie cofnęliśmy się w czasie o dobre 100 lat. Nasze telefony nie łapały żadnej sieci komórkowej. Żadnej po prostu nie było.

Ludzie to największy skarb Birmy

To co przykuwało uwagę to mieszkańcy i ich wygląd. Na twarzach mieli piękne kremowe wzory. Kobiety i dzieci: kwiaty i liście, a mężczyźni koła. Na policzkach, nosie i czole. To naturalny birmański kosmetyk – thanaka. Uzyskuje się go z kory drzewa Limonia Acidissima. Pociera się nią o specjalny kamień i uzyskuje proszek, który rozcieńcza się z wodą. Tworzy się jasna maź, która chroni twarz przed słońcem. W żadnym innym kraju tej części Azji nie stosuje się takiego kosmetyku. Szczęśliwy ten, kto zostanie obdarowany szczerym, birmańskim uśmiechem. Mieszkańcy żują lokalną używkę – betel. Barwi ślinę na czerwono, a zęby na czarno.

Zarówno kobiety i mężczyźni noszą longyi. Materiał, który przypomina spódnicę. Kobiety mają kolorowe tkaniny w kwiaty, a mężczyźni bardziej stonowane kolory i wzory w paski oraz kratę. Wygląda niesamowicie egzotycznie, ale jest też praktyczne, o czym sama mogłam się przekonać.

To tylko fragment artykułu. Chcesz przeczytać cały?

Zamów najnowsze wydanie „Mojej Harmonii Życia”.
W wersji papierowej lub e-wydania!

Dodaj komentarz