19.01 2021
Mania betonowania – felieton Agnieszki Bagrowskiej
Władze samorządowe rewitalizują miasta, miasteczka za potęgę. Tam gdzie kiedyś były parki, alejki w tej chwili są betonowe ulice po horyzont. Usuwa się stare, komunistyczne, drzewa i nasadza te z kapitalistycznym certyfikatem III RP. Ma być pięknie i porządnie, ale bez zielonej infrastruktury.
Czy włodarze miast zapomnieli, dlaczego zieleń jest tak potrzebna?
Zieleń jest urzekająca i bardzo pożyteczna. Czyż nie jest przyjemnie usiąść w upalny, sierpniowy dzień pod rozłożystym bukiem? Oczywiście, że tak. Szczególnie ludziom starszym, którzy chronią się przed gorącem. Temperatura miejsc zacienionych może być aż 20 stopni niższa, od tych nieustannie wystawianych na działanie promieni słonecznych. Tymczasem centra miast są betonowe i pobawione drzew. Od czasu do czasu można ujrzeć jakieś rachityczne drzewo albo mizerny krzaczek.
Likwiduje się stare parki, a nowych nie ma w projektach rozwoju miast. Okazuje się, że stare blokowiska są bardziej zazielenione od nowoczesnych osiedli, ponieważ deweloperzy nie przewidują w swoich planach architektonicznych placów zielonych. Osiedla, szeregowych domków sprawiają wrażenie umiejscowionych na pustyni. Nieraz właściciel mieszkania z „ogródkiem” zasadzi małe drzewko, ale i tak resztę wybrukuje kostką Bauma tudzież grafitową, jeśli gość bogatszy. Po co ma wnosić piach i błocko do domu!
Czytaj również: Biżuteria inna niż wszystkie, czyli szkło i beton w uszach
Zazielenienie dodałoby uroku tym miejscom, pozwoliłoby poczuć się nieco intymniej, schłodziłoby powietrze latem i dostarczyłoby tlenu. Jeden stary buk produkuje tyle tlenu, ile 1700 dziesięcioletnich buków.
Jaką twarz polityczną mają betonowi brukarze?
Można rzec, każdą. Ci, którzy są decyzyjni, pochodzą z różnych opcji politycznych. Nie ma więc co czekać na kolejne wybory i ewentualną dobrą zmianę.
To co robić?
Mieszkańcy muszą brać sprawy w swoje ręce i podjąć działania obywatelskie zmierzające do rozbetonowania miast. Nawet mini ingerencja w niewielką przestrzeń, z czasem przyniesie efekt. W Warszawie na jednym z osiedli grupa mieszkańców usunęła kilka płyt chodnikowych i w ich miejsce posadziła drzewka. Jest nadal chodnik, ale też zieleń. Jak na razie nikt mandatu nie zapłacił. Warto by jednak podejmować podobne działania, bez ryzyka łamania prawa.
Jeśli idzie o duże przedsięwzięcia za wzór może posłużyć Wiedeń.
Wiedeń walczy z betonozą. Zazielenia się fasady i dachy domów. W mieście zrywa się asfalt, wyrzuca beton i likwiduje wyspy ciepła. Wiedeńczycy mają się cieszyć z parku , który powstanie w centrum miasta. Jest również projekt tworzenia chłodnych ulic, czyli takich wzdłuż, których będzie nasadzonych około 100 drzew. Prawie 50 % miasta to tereny zielone.
A tak z rodzimego podwórka. Czy nie pięknie byłoby spacerować po poznańskim parku, w którego centrum stałby Ratusz z brykającymi koziołkami? Pić sobie popołudniową kawkę w ogródku zatopionym w zieleni? Sama rozkosz.
Tymczasem, jak zwykle nie korzystamy z doświadczeń innych. Brniemy na oślep, aby potem za ciężkie pieniądze dokonywać zmian.
Wielka szkoda, ponieważ mamy piękną historię w tworzeniu terenów zielonych w miastach.
Czy ktoś jeszcze pamięta ogródki jordanowskie?
Miejsca przeznaczone dla dzieci i młodzieży, z myślą o edukacji i wychowaniu na świeżym powietrzu. Doktor Jordan uważał, że ogród jest idealnym miejscem dla rozwoju psychicznego, fizycznego, intelektualnego, moralnego, jeśli tylko zostanie w sposób odpowiedni zagospodarowany.
Idea zrodziła się ponad 100 lat temu i była nowatorska, nie tylko w Europie.
Jordan już był. Teraz wystarczą tylko mądrzy samorządowcy, którzy nie będą traktowali miast, jako sumy działek do sprzedania deweloperom i pomyślą o zapewnieniu jednego, z podstawowych praw człowieka, prawa do czystego środowiska.