Nauka o ciszy, czyli o najbardziej indywidualnym doświadczeniu


Cisza to najbardziej indywidualne doświadczenie. Nie można jej zjeść, zabrać ze sobą ani oddać komuś innemu. Trudno się nią chwalić.


Tekst: Piotr Michoń
Zdjęcie: pixabay.com

Zastanówcie się, kiedy po raz ostatni spędziliście więcej niż jeden dzień w całkowitym odosobnieniu, izolacji. Nawet gdy wredna gęba pandemii rozdziawiała się szeroko, większość z nas nie przestała się komunikować z innymi. Telefon czy komputer zawsze jest pod ręką. Nawet bez obecności innych bezustannie pozostajemy zanurzeni w hałasie bodźców. To sprawia, że niełatwo jest nam dzisiaj doświadczyć ciszy, trwać w niej, a jeszcze dodatkowo uznać ją za pożądaną. Tym bardziej, że kojarzy się ona z uczuciami osamotnienia i niepokoju. Przywodzi na myśl coś negatywnego. W słowniku synonimów cisza to bezruch, monotonia, nuda, bierność, martwota, stagnacja.

Nauka o ciszy

Rodzice i nauczyciele upominają dzieci, by zachowały ciszę w szkole, w kościele, na pogrzebie i kiedy starsi rozmawiają. Partnerzy mają „ciche dni”. A stosowane w codziennym języku słowa i zwroty odpychają: cisza jest martwa, głucha, niezręczna, złowroga, grobowa, krępująca. Również wezwania do zachowania ciszy; wykrzyczane „milczeć”, „bądź cicho” czy kolokwialne „morda w kubeł” mają w sobie coś odpychającego.

Do czego więc namawiają nas poeci, filozofowie i naukowcy? Tak na marginesie zauważę jedynie, że to musi być naprawdę istotne, skoro te trzy grupy robią to samo! Wszyscy oni zachęcają nas do doświadczenia ciszy; całkowitego wyciszenia, relaksu, pozbawionej bodźców emocjonalnej flauty, milczenia. Każą nam szukać ciszy jako samotnego, mistycznego przeżycia, któremu nierzadko towarzyszy zakrzywienie postrzegania czasu i przestrzeni. Wartość ciszy objawia się odkrywaniem samego siebie; dowiadujemy się, co kryje się w naszej świadomości.

Nasz dzisiejszy styl życia jest tego zaprzeczeniem. Byle głośniej, aktywniej, szybciej. Byle nie myśleć, nie zastanawiać się, działać.

Po co spoglądać w siebie, skoro można w smartfona. Może gdzieś podświadomie boimy się, że patrząc w swoje wnętrze, nic ciekawego tam nie znajdziemy.

Budda, Jezus, czy bardziej nam współcześni Mahatma Ghandi i Tomas Merton szukali ciszy, udając się w odludne miejsce. Gdyby jednak żyli dzisiaj, mieliby z tym dużo trudniej. Jest nas, ludzi, coraz więcej. Więcej jest też tego, co przynosi hałas. Tu jednak bardzo ważna uwaga: cisza, o której dzisiaj piszę to nie tylko kompletny brak dźwięków. To słyszenie, ale nie słuchanie, to widzenie, ale nie dostrzeganie, i w końcu, cisza to milczenie.

Zapytasz: Po co nam cisza?

Odpowiem: Choćby po to, by komórki naszego mózgu szybciej się rozwijały. Naukowcy z Duke University udowodnili, że dwie godziny ciszy dziennie, pobudzają rozwój komórek w tych regionach mózgu, które są związane z pamięcią i doświadczeniami zmysłowymi. Sugeruje się, że dzieje się tak dlatego, bo pozbawiony bodźców zewnętrznych mózg, staje się bardziej wrażliwy i czujny.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszy wydaniu Mojej Harmonii Życia. 

Kliknij w obrazek i pobierz numer za darmo!

Dodaj komentarz