03.11 2025
Na cmentarzach nastrojowo, refleksyjnie i z wpadkami też
Nostalgicznie tak jakoś się zrobiło jak na cmentarze ruszyli wszyscy, jak rodziny się spotkały i wspominały. A ile kwiatów pięknych na grobach się znalazło i plastiku niestety też.
– Jedno, co dobre w tym ociepleniu klimatu. To, że pogodę ładną mamy – kuzynka baby w drodze na cmentarz oceniła. – No i baby, w tych cholernych futrach nie paradują, rewię mody okrutnej robiąc sobie.
– Od lat już nie paradują, co najwyżej w sztucznych – baba sprostowała.
– A to na prawdziwe wygląda, patrzcie jeszcze czapę futrzaną kobieta założyła, co by komplet cały pokazać – kuzynka panią w średnim wieku wysiadającą z tramwaju wskazała. – Nieźle musi mieć łeb spocony…
Słoneczko przygrzewało, spacer więc miły w drodze do grobu cioci i wujka miały. Córeczce kuzynki o pierogach i kuglu przez ciotkę gotowanych opowiadały. A dziewczynka z zainteresowaniem słuchała, o tym jak mama z babą w piwnicy się chowały zwłaszcza.
– Mamo, patrz, to ta pani! – siedmiolatka głośno zawołała i na kobietę w futrze i czapce wskazała. Ta zdumiała się nieco i na dziecko spojrzała.
– Nie, nie i palcem się nie pokazuje – kuzynka pociechę w drugą stronę odciągnąć próbowała, ale mała się nie dała i jeszcze głośniej dodała: – A właśnie, że ta, z tym spoconym łbem!
Sama baba już nie wie, która bardziej poczerwieniała na twarzy – kuzynka czy pani w futrze…
__________________________________________
Podoba Ci się Tydzień Baby?
INNE PRZYGODY BABY ZNAJDZIESZ TUTAJ. KLIKNIJ!
__________________________________________
Jak baba z cmentarzy wróciła, przyjaciółce anegdotę tę opowiedzieć zamierzała.
– Fajnie miałyście, że tak w słońcu – owa odparła. – My dopiero pod wieczór na groby pójdziemy, bo Marian lubi jak tysiące zniczy się palą. I tak się cieszę, że w ogóle iść chce, bo z nim to różnie bywa.
Radość owa przedwczesną się okazała, po osiemnastej przyjaciółka wkurzona do baby zadzwoniła.
– Na cmentarzu jestem, sama, Marian się wykpił, że źle się czuje niby – poskarżyła się. – Dobrze, że tu jeszcze tłumy są, bo bym się bała.
Ale gdy do domu wróciła, bać się naprawdę zaczęła. Kartkę od Mariana znalazła, że u lekarza jest. W świąteczny wieczór, to na SOR-ze pewnie, pomyślała. I wyrzuty miała, że chorobę męża, poważną widać zlekceważyła. Po dwudziestej nerwowa bardzo już była, zadzwonić postanowiła, ale sygnał komórki z pokoju drugiego się rozległ.
Marian po godzinie wrócił dopiero. Na chorego nie wyglądał raczej, bo od ucha do ucha się uśmiechał, że wieczór miły taki miał.
– U lekarza? – przyjaciółka ze złością spytała.
– Właśnie – mąż radośnie odparł. – U tego naszego sąsiada nowego. Jego żona do rodziny wyjechała…
Tekst: Kamilla Placko-Wozińska
Zdjęcie: pixabay.com
