Dawni stomatolodzy jak… postacie z horroru!


„Trzeba było zostać stomatologiem” – mówi się u nas każdemu, kto jest niezadowolony ze swojego dawnego, obecnego i przyszłego wynagrodzenia. Życie dentysty uważa się u nas za luksusowe, pozbawione trosk i przebiegające na szusowaniu na nartach albo surfowaniu po spienionych bałwanach fal. W przerwach między atrakcjami zimowymi i letnimi coś się wyrwie, coś zaplombuje, koronka, proteza, jakiś pacjent zzielenieje, a inny stanie się fioletowy z przerażenia.

 

Tekst: Dariusz Łukasiewicz

Zdjęcia: Pixabay.com

 

Tymczasem początki owego osławionego zawodu nie są wcale tak świetne, a dawni stomatolodzy trochę przypominają postacie z horroru. Znamienne, że nazywano niegdyś specjalistów z tej branży „wyrwizębami”, bo ich wiedza kończyła się na rwaniu zębów. Zazwyczaj też nasi przodkowie przychodzili do wyrwizęba dopiero z bólem, ważne więc było tylko to, aby się go pozbyć. Dlatego stomatologia długo była uważana za poślednią i byle jaką gałąź medycyny, a jako przedmiot akademicki pojawiła się dopiero w XIX w. W Prusach w 1825 r. dotychczasowych wyrwizębów urzędowo uznano za stomatologów o statusie równym lekarzom. Np. pierwsze w Prusach wykłady ze stomatologii na Uniwersytecie Berlińskim miały miejsce w 1827/28 r. Jednak długo jeszcze dominowali w kraju wyrwizęby. W 1838 r. było tam zaledwie 64 profesjonalnych dentystów, a w 1858 r. – 103.

 

Dawni medycy w ogólności dzielili się na lekarzy z wykształceniem uniwersyteckim, którzy zajmowali się chorobami wewnętrznymi oraz chirurgów, zwanych też cyrulikami. Ci specjalizowali się w złamaniach, ranach i innych urazach zewnętrznych. Chirurdzy uważani byli za rzemieślników i uczyli się u mistrza, jak piekarze i szewcy.

Otóż wyrwizębów zaliczano do chirurgów. Gdy nie było chirurga, rwali i inni: balwierze, rakarze, łaziebnicy, znachorzy, a nawet zwykli kowale. Jedno ze źródeł opowiada o rwaniu zęba:

„Poszedł chłop do cerulika Niemca, aby mu ząb wyrwał. Niemiec cerulik nie natrafił na ząb chory, wyrwał mu ząb jeden, potem drugi, aż ledwo do trzeciego zęba chorego trafił…”.

 

Operacja usunięcia zęba miała nierzadko charakter cyrkowy, bo wędrowny wyrwiząb dla reklamy urządzał całe przedstawienie. Często dentysta wędrujący z miasta do miasta pracował pod gołym niebem na podium. Zatrudniał linoskoczków, trębaczy i muzykantów dla ubarwienia operacji, aby przyciągnąć klientelę. Heroldowie oznajmiali głośno, że do miasta przybył „głośny na cały świat lekarz”. Nosił na sobie dentysta wielobarwny strój mający przyciągnąć uwagę. Pacjent siedział na stołku lub taborecie. Wyrwizęba otaczali liczni widzowie. Oto jeden z XVIII-wiecznych opisów takiej sytuacji:

 

„Wędrowny dentysta, lekarz dentysta, albo krzykacz jarmarczny ubrany w dużą perukę poleca swoje medykamenta. Obok niego stoi stół, na nim siedzi małpka trzymająca w rękach lekarstwa, a obok stołu śmieszny arlekin w kapeluszu trzymający zioła. Krzykaczowi jarmarcznemu udało się ściągnąć pacjenta na podium, ażeby temu pożałowania godnemu człowiekowi usunąć ząb przy akompaniamencie grubych żartów. Cudotwórca ten stoi tryumfując i pokazując publiczności usunięty ząb. Podczas tego chłop siedzi z żałosną miną, trzymając w jednym ręku miskę, a drugą obmacując lukę zębową.”

 

Na anonimowej rycinie z 1582 r. czytamy: „Kiedy wyrywam komuś ząb i zadaję ból on sika w swoją koszulę i jego twarz zmienia kolor. Trzem lub czterem pomocnikom każę trzymać najgorszych pacjentów, bowiem skoro ja zadaję ból, to oni mogliby mnie pobić.”

 

Przy częstym rwaniu zębów wśród bogatych popularne były zęby sztuczne, opisywane już w antycznym Rzymie. Robione były z kości hipopotama, z kości słoniowej, z kości morsa lub zwierząt domowych, zwłaszcza cieląt. Ludzkie zęby pozyskiwano od poległych na wojnie lub biednych. Zęby te jednak nie miały zadowalającej jakości. Jerzy Waszyngton otrzymał zęby z kości nosorożca, ale były zbyt ciężkie i niewygodne…

 

Więcej przeczytasz w nowym numerze „Mojej Harmonii Życia”.
Elektroniczna wersja magazynu do pobrania tutaj

Znajdziesz nas w Salonach Empik, punktach Ruch, Inmedio, Relay. Możesz też zamówić prenumeratę. Sprawdź tutaj.

Dodaj komentarz