23.04 2020
Zmiana, czyli życiowy skok na bungee
Z Małgorzatą Kuzdrą – przez lata szefową poznańskiego Kina Muza, później dyrektor w dużej firmie dystrybucji filmowej rozmawia Agnieszka Maciejewska.
Tekst: Agnieszka Maciejewska
Zdjęcie: K PICTURES
Sporo czasu byłaś związana z filmem, zmiany w twoim życiu też są bardzo filmowe….
„Jedz, módl się i kochaj”. No tak, choć to nie ten konkretny film był przyczynkiem do zmiany. Nie miałam też poczucia, że robię coś filmowego. Bardziej myślałam o tym, że z zewnątrz będzie to wyglądać jak pogorszenie stanu psychicznego, jakby nie do końca było ze mną w porządku. Wcześniej to, co robiłam zawodowo, to Kino Muza, moje życie przez lata, a później wprowadzanie nowych filmów na ekrany – to było poszerzenie skali działania. Z czasem jednak okazało się, że awans odebrał mi bycie blisko widza.
Sztuka masażu pojawiła się gdzieś po drodze i to właściwie przypadkiem. Przyszło jak impuls, spróbowałam i od razu się w tym odnalazłam. Pierwsze mini kursy, masowanie przyjaciółek, które zachęcały mnie do porządnego szkolenia, chciały je nawet w części sfinansować. Gdy decyzja zapadła i jechałam na pierwszy pełny kurs w ramach wakacji, ułożyłam opowieść, że to jest „plan B”, bo gdy dzieci urosną za 10 lat, to ja wtedy będę coś umiała, wyjadę na ciepłą plażę, tam będę masować i prowadzić nowe życie. Czyli to był proces – różne rzeczy, które się działy, zmieniały się, przychodziły do mnie. Podstawą takiej zmiany jest uświadomienie sobie wyboru, jaki mamy, że nasze życie jest naszą decyzją i na zawsze nie musi być tak, jak jest. Ważna jest otwartość na to, co przychodzi, szczególnie to, co niezależne od nas, co można dalej rozwinąć.
Dla mnie zmiana miała też funkcję terapeutyczną, pozwoliła mi wyciągnąć na wierzch moją empatyczną, delikatną naturę. Gdy zarządzałam, nie miałam ku temu wielu okazji. Miały być efekty i dobre wyniki. A teraz właśnie to mogło się zrealizować. Okazało się też, że bardzo potrzebuję tego „tu i teraz”. Dwie godziny i są od razu efekty. No i bardzo chciałam umieć coś robić, tak praktycznie, ręcznie, że nie tylko praca koncepcyjna, ale faktyczna umiejętność. Taki powrót do korzeni. Pochodzę ze wsi, gdzie jest kult pracy fizycznej, ale nas pchano do wykształcenia. Dlatego powrót do takiej pracy jest w pewnym sensie wyzwalający.
Mówiłaś o zdrowiu psychicznym – czy stopniowo przyzwyczajałaś otoczenie do tej zmiany? Miałaś jakąś strategię? Bo taka decyzja u osoby, która jest samodzielną matką dwójki dzieci i ma zobowiązania kredytowe, to dość ryzykowne posunięcie.
Zazwyczaj jestem bardzo odpowiedzialna i rozsądna, więc takich głosów trochę było. Przygotowałam się do tego roku, wiedząc, że przez kilka miesięcy będę się wdrażać w nowe zajęcie. Ważna była też świadomość, że jeśli będzie bardzo trudno, pomogą mi rodzice. Dziesięć lat temu po takiej informacji złapaliby się za głowy, ale przez ten czas ja i moje siostry realizowałyśmy tyle zaskakujących pomysłów, że przyjęli to ze zdziwieniem, ale spokojnie. Wiedziałam więc, że jeżeli zupełnie przestrzelę z tym pomysłem, to będę miała chociaż przez chwilę wsparcie. Ryzyko oczywiście brałam pod uwagę.
Zdecydowanie najtrudniejsza była rezygnacja ze stałych przelewów. Po spisaniu za i przeciw zastanawiałam się jak za rok, dwa czy pięć ocenię swoją decyzję. Może będę zadowolona, może będę walić głową w ścianę. Po pół roku jest dobrze.
Dlaczego wybrałaś masaż tajski?
Ten masaż jest bardzo prosty. Pracuje się ciężarem swojego ciała, przez naciski, można to robić całkiem nieźle, robiąc to intuicyjnie, bez bardzo gruntownego przygotowania. To też pokazuję, na warsztatach rodzinnych „Magiczne dłonie” – uczę dzieci i rodziców, jak mają się nawzajem masować tymi technikami. Pomysł pojawił się, gdy zaczęłam masować się w domu z córkami i okazało się, że 8-latka zrobiła mi taki masaż, że zasnęłam.
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w najnowszym numerze Mojej Harmonii Życia.
Kliknij i sprawdź!
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
[recent_posts category=”all”]