03.02 2024
Duże ego to duży problem. Jak je wyciszyć?
Duże ego to duży problem. Osoby z przerośniętym „ja” rzadko są lubiane. Nawet jeśli odnoszą sukcesy w życiu zawodowym, to ich życie osobiste bywa ubogie. By poskromić swoje ego, niektórzy uciekają się do technik znanych z tradycji Wschodu, jak joga czy medytacja. Badania pokazują jednak, że takie rozwiązania mogą być złudne. Jak zatem poradzić sobie z wybujałym „ja”?
Tekst: Przemysław Ćwik
Zdjęcie: pixabay.com
Problem pojawia się, gdy nasze „ja” urasta ponad miarę. Zaczyna wówczas utrudniać życie i kontakty międzyludzkie. To może zrodzić chęć jego wyciszenia – zmniejszenia koncentracji na samym sobie, wsłuchania się w głos otoczenia, uwzględnienia racji oraz interesów innych ludzi. Dla osiągnięcia tego celu wiele osób korzysta z popularnych metod samorozwoju, takich jak medytacja czy joga. Choć niosą one ze sobą wiele korzyści, to jednak ich rola w poskramianiu wybujałego „ja” może być ograniczona, a nawet wątpliwa. Tak przynajmniej wynika z niedawnych badań.
Czy joga i medytacja wzmacniają ego?
William James, amerykański filozof i prekursor psychologii humanistycznej, jeszcze w XIX w. sformułował tezę, że doskonalenie jakiejkolwiek umiejętności prowadzi do wzmocnienia autowaloryzacji, czyli podniesienia samooceny. To prawidłowość stosunkowo łatwa do zaobserwowania, nawet na przykładzie własnej osoby: zyskiwanie biegłości w jakiejś dziedzinie zwykle podnosi naszą wiarę we własne siły i dodaje nam pewności siebie.
Koncepcję Jamesa potwierdziło już kilka badań, ale naukowcy z Uniwersytetu w Mannheim postanowili sprawdzić, jak ma się ona do uprawiania jogi i medytacji. W tym celu zrekrutowali 93 osoby oddające się tym praktykom i przez 15 tygodni monitorowali poziom ich autowaloryzacji. Badania były prowadzone w regularnych odstępach i składały się z trzech modułów. Najpierw „jogini” byli proszeni o ocenę własnych umiejętności w porównaniu do kolegów i koleżanek w swojej grupie. Kolejnym etapem był test oceniający ich skłonności narcystyczne.
W jego ramach badani musieli m.in. określić stopień, w jakim identyfikują się ze zdaniami w rodzaju: „Zostanę zapamiętany za dobre uczynki, których dokonam”. W końcu ochotnicy byli proszeni o określenie poziomu swojej samooceny w danym momencie na zaprezentowanej skali. W sytuacjach, gdy badanie rozpoczynano w ciągu godziny od zakończenia zajęć jogi, jego uczestnicy wykazywali wyższą samoocenę na każdym jego etapie. Była ona natomiast niższa, gdy ochotnicy nie ćwiczyli przez ostatnie 24 godziny.
Podobne wyniki dało badanie dotyczące wpływu medytacji na ego. Jego formuła była podobna, choć pytania zostały postawione nieco inaczej. Uczestnicy musieli dokonać samooceny m.in. na podstawie takich stwierdzeń, jak: „W porównaniu z przeciętnym uczestnikiem badania jestem bardziej wolny od uprzedzeń”. Podobnie, jak w przypadku poprzedniego eksperymentu, również tym razem okazało się, że czas, jaki upłynął od zakończenia ćwiczeń – w tym przypadku „duchowych” – miał wpływ na wynik badania. Ochotnicy indagowani tuż po medytacji wykazywali wyższy poziom autowaloryzacji niż w przypadku, gdy testy przeprowadzono po 24 godzinach od jej zakończenia.
Wyższa samoocena to lepsze samopoczucie
Co z tego wszystkiego wynika? „Wyciszanie ego stanowi kluczowy element filozofii jogi oraz buddyzmu. Jednak jego faktyczny związek z praktykami jogi i medytacji wymaga poważnego namysłu” – napisali naukowcy w podsumowaniu badania. Sprawa ma jeszcze jeden ciekawy aspekt. Uczeni przebadali adeptów jogi i medytacji również pod kątem poziomu satysfakcji z życia, uwzględniając takie czynniki, jak poczucie sensu, samodzielność, samoakceptacja, jakość relacji z innymi ludźmi, stopień rozwoju osobistego. Okazało się, że wzrost satysfakcji powiązany był ze wzrostem autowaloryzacji.
Naukowcy wyciągnęli z tego wniosek, że poprawa dobrostanu psychicznego, jaką zwykle przynoszą ćwiczenia jogi i medytacji powiązana jest przyczynowo ze wzrostem samooceny wywołanej przez te praktyki. Ta korelacja podważa popularne przekonanie, że do poprawy samopoczucia w efekcie praktykowania jogi i medytacji przyczynia się wyciszenie „ja” – twierdzą autorzy badania.
Czy to znaczy, że joga i medytacja, zamiast uczynić nas skromnymi i pokornego serca, rozbudzą w nas narcyzm? Niekoniecznie. Fakt, że w testach prowadzonych bezpośrednio po ćwiczeniach badani „punktowali” wyżej na skali samooceny, nie oznacza, że doszło do trwałych zmian w ich osobowości. Świadczą o tym odmienne wyniki w testach przeprowadzonych po 24 godzinach. Chwilowa poprawa samopoczucia i samooceny mogła być wywołana „zastrzykiem” endorfin, jaki czujemy również podczas aktywności fizycznej (w końcu joga jest również jej odmianą).
Nie oznacza to, że uprawiając sport, stajemy się bardziej zadufani w sobie. Takie ryzyko jednak istnieje. Może ono jednak mieć związek nie tyle z samą jogą i medytacją, co z naszym podejściem do tych praktyk. Naszym, a konkretnie harakterystycznym dla kultury Zachodu, skoncentrowanej raczej na rozwijaniu własnego „ja” niż jego wyciszaniu. Fakt, że badania były prowadzone w Niemczech, mógł mieć wpływ na ich wynik, ponieważ ich uczestnicy mogli stawiać sobie za cel samorozwój i koncentrować się na tym, by ich „ja” stało się lepsze, zamiast je osłabiać.
Tymczasem buddyzm zakłada raczej dążenie w odmiennym, o ile nie przeciwnym kierunku: do unieobecnienia swojego „ego”. To cel bardzo trudny do osiągnięcia, a droga do niego jest naznaczona wieloma porażkami. Na szczęście sposobów na poskromienie zbyt wybujałego „ja” jest więcej. Często są one na wyciągnięcie ręki i nie wymagają skomplikowanych praktyk. Oto, co możemy zrobić, by nie dać się wodzić za nos przez własny egoizm i pychę.
Nauczmy się odpuszczać
Relacje z innymi ludźmi nie zawsze idą jak po maśle. Drobne zatargi z bliskimi lub znajomymi potrafią zepsuć nastrój na kilka dni, a nawet tygodni. Kluczową rolę w tego typu sporach i utarczkach odgrywa nasze ego. Skłania nas do bronienia swojej racji nawet wtedy, gdy jesteśmy w błędzie lub gra nie jest warta świeczki. W takich sytuacjach znacznie lepiej byłoby odpuścić. Przyznać się do pomyłki, przeprosić lub obrócić problem w żart. Gdy wejdzie nam to w nawyk, nasze ego z pewnością spokornieje.
Bądźmy szczerzy i otwarci
Brak szczerości, pozowanie i granie na efekt, to częste zabiegi w relacjach interpersonalnych. Czasem wynikają one z cech osobowości, czasem wiążą się z rodzajem wykonywanej pracy, w której odrobina „aktorstwa” jest niezbędna. Tego typu zachowania mogą jednak obrócić się przeciwko nam. Skrytość, udawanie lub skłonność do efekciarstwa często wynikają z chęci ukrycia własnych słabości, strachu przed byciem „zdemaskowanym”. To przejaw wpływu ego, działającego w odruchu samoobrony. Zdolność przyznawania się do swoich słabości i ich akceptowania nie tylko pomoże poskromić wybujałe „ja”, ale również zwiększy komfort życia. Sprawi też, że będziemy bardziej lubiani. W końcu mało kto przepada za osobami, które w życiu codziennym udają, że są kimś innym.
Ograniczmy potrzebę kontroli
Praktycznie każdy z nas chce mieć poczucie sprawczości. To zupełnie normalne – zdolność do wpływania na bieg wydarzeń czy zachowania innych ludzi świadczy o dojrzałości i umiejętności poruszania się po świecie. Problem pojawia się w momencie, gdy ta potrzeba wyrasta ponad miarę i wchodzi w konflikt z interesem innych osób. Nadopiekuńczy rodzic, apodyktyczny szef czy kontrolujący partner nie stanowią wzorców osobowościowych godnych naśladowania. Postawy takich osób wynikają z ich własnych, często nieuświadomionych problemów, związanych m.in. z przerostem ego. Ograniczając swoją potrzebę nadmiernej kontroli nad światem zewnętrznym i innymi ludźmi, uczynimy przysługę nie tylko światu i innym ludziom, ale przede wszystkim samym sobie.
Cieszmy się chwilami spokoju
Zdolność cieszenia się chwilą jest coraz rzadsza w dzisiejszych czasach. Żyjemy w wirtualnych światach, jesteśmy atakowani nadmiarem bodźców, pełni trosk i obaw, nieustannie chcemy być gdzie indziej, niż jesteśmy, robić coś innego, niż robimy. W tych warunkach trudno o zachowanie równowagi i spokoju, a czerpanie radości z wewnętrznego wyciszenia wydaje się prawdziwą sztuką. To jednak znakomity sposób na pozbawienie „paliwa” naszego ego, które karmi się lękami i pragnieniami. By nie dostarczać swojemu „ja” alternatywnej pożywki, w poszukiwaniu spokoju lepiej unikać dążenia do samodoskonalenia. Spróbujmy po prostu cieszyć się z tego, co doświadczamy tu i teraz, w zwykłych, prozaicznych momentach życia – bez zakładania celu i powodu.
Śmiejmy się z samych siebie
Błogosławieni, którzy potrafią śmiać się z własnej głupoty, albowiem będą mieć ubaw do końca życia – stwierdził błyskotliwie ks. Jan Twardowski. Ujmijmy rzecz brutalnie: każdemu z nas, choć w różnym stopniu, zbywa na głupocie. Bo nawet ci, którzy mienią się mądrymi lub nawet mają szczęście nimi być, w istocie mądrymi tylko bywają. To cecha arcyludzka i jako taką warto ją w sobie zaakceptować, a nawet polubić. Dzięki temu nie będziemy traktowali amych siebie z nadmierną nabożnością i nie ulegniemy sile swojego „ja”. No i będziemy mieli regularny ubaw.