14.11 2017
Weganizm – cóż to takiego?
Jeszcze pięć lat temu nawet nie zadawałam sobie tego pytania. Żyłam w przekonaniu, że odżywiam się całkiem zdrowo, czuję raczej dobrze i nawet nie myślałam, że już wkrótce diametralnie zmienię moje podejście do jedzenia.
Była wiosna 2013 r., byłam matką dwóch małych chłopców (niecałe 2 i 3 lata), z którymi spędzałam całe dnie. Mój mąż zaproponował, żebyśmy poddali się badaniu na nietolerancję względem różnych pokarmów. Jego siostrzenice zmagały się przez długi czas z utratą zbędnych kilogramów, a po odkryciu nietolerancji na pewne pokarmy i usunięciu ich z diety, poczuły się lepiej i uzyskały prawidłową masę ciała.
Podeszłam do tego bardzo sceptycznie, mówiąc, że ja na pewno nie mam żadnych nietolerancji, jestem zdrowa i wcale nie mam nadwagi. Wyniki badań pokazały jednak coś innego. Okazało się, że mój organizm nie toleruje ponad 30 pokarmów, w tym tak wszechobecnych, jak mleko, wszelkie produkty mleczne, jajka, kawa czy pestki dyni. Pomyślałam sobie wtedy, że każdego dnia, podczas każdego posiłku, jem coś, co mi szkodzi. Pomyślałam też o wszystkich obiadach, które gotowałam rodzinie i nie znalazłam ani jednego, którego nie trzeba by jakoś zmodyfikować.
Jednakże wraz z mężem postanowiliśmy spróbować nowego sposobu odżywiania. Nie będę ukrywać, że początki były trudne. Nie wiedziałam, od czego zacząć, więc szukałam pomocy w Internecie. Jak już zaczęłam czytać o dietach bezmlecznych, to bardzo szybko pojawiły się artykuły i strony poświęcone weganizmowi. Choć według badań, które przeprowadziliśmy, wyglądało na to, że mogę jeść różne rodzaje mięsa, drobiu i ryb, po zgłębieniu argumentów zachwalających weganizm, zdecydowałam się wycofać z mojej diety wszelkie produkty odzwierzęce.
Ludzki organizm potrzebuje pomiędzy 24 a 72 godzin, aby strawić i wydalić jedzenie. Właśnie po trzech dniach bez szkodliwych dla mnie produktów poczułam pierwsze zmiany na lepsze. Przede wszystkim brak wzdęć i zwiększoną energię. Zawsze myślałam, że wzdęcia i gazy spowodowane są spożywaniem dużej ilości warzyw i jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że to jogurt czy ser mogą być za nie odpowiedzialne. Swoje zmęczenie usprawiedliwiałam całodzienną gonitwą za małymi dziećmi i wszystkim, co się składa na ich opiekę. Inne mamy wokół mnie były mniej lub bardziej zmęczone, więc i ja byłam. Ale okazało się, że nie muszę być zmęczona aż do tego stopnia, by nie mieć siły na nic innego poza tym, co konieczne.
Z czasem zauważyłam jeszcze inne plusy diety roślinnej – lepszy humor i mniej narzekania (nawet podczas PMS), co z pewnością wpłynęło pozytywnie na resztę mojej rodziny. Mój organizm wyraźnie się uodpornił, bo drobne przeziębienia zwalczał w dwa-trzy dni, a nie tydzień lub dwa. Straciłam przy okazji pięć kilogramów, które mocno się mnie trzymały po dwóch ciążach, a moja cera zrobiła się gładsza. Ale co najważniejsze, miałam poczucie, że jaśniej myślę. Nabrałam przekonania, że to co robię i jak się odżywiam ma sens niezależnie od tego, czy większość ludzi to rozumie, czy nie. Wreszcie odkryłam, co to znaczy czuć się świetnie, a nie tylko dobrze. Po mniej więcej trzech miesiącach i wdrożeniu nowych nawyków związanych z żywieniem ani razu nie pomyślałam, aby wrócić do dawnego sposobu życia. W 2014 r., odżywiając się roślinami, zaszłam w ciążę i urodziłam zdrowego chłopca. Przy trójce urwisów mam teraz więcej energii niż pięć lat temu przy dwóch bobasach. Przypisuję to diecie roślinnej, czyli weganizmowi.
Tak więc cóż to jest ten weganizm? To świadome odrzucenie wszelkich produktów odzwierzęcych ze swojej diety. Weganie nie jedzą więc mięsa, drobiu, ryb, jajek, mleka i wszelkich produktów mlecznych, a także miodu.Odżywiają się bogactwem świata roślinnego – warzywami, owocami, grzybami, ziarnami, orzechami, zbożami, glonami. Wszystkie elementy potrzebne do prawidłowego rozwoju człowieka są dostępne w roślinach.
Mogłoby się wydawać, że weganizm to wymysł XXI w., gdyż dopiero kilka lat temu zaczęto popularyzować ten sposób życia. Może dlatego, że to nie tylko sposób optymalnego odżywiania, ale także spojrzenie na świat z miłością do wszelkich stworzeń i całej planety. XX w. zapoczątkował powszechne stosowanie sztucznych nawozów, przemysłową hodowlę zwierząt oraz chemicznie i genetycznie modyfikowane jedzenie. Teraz okazuje się, że mają one negatywny wpływ na zdrowie i środowisko.Według ostatnich statystyk, na świecie hoduje się i zabija siedem bilionów zwierząt rocznie. Hodowla tak dużej liczby zwierząt jest największym czynnikiem związanym z zanieczyszczaniem naszej planety, wymaga ogromnej ilości wody i jest odpowiedzialna za wycinanych puszczy. Przechodząc na weganizm, myślimy więc nie tylko o sobie, ale także o zwierzętach i całym środowisku, w którym żyjemy.
W serii artykułów o weganizmie przedstawię Wam sposoby na to, jak zdrowo przejść z typowej zachodniej diety na dietę wegańską; zwrócę uwagę, na co uważać, stosując dietę roślinną; przedyskutuję pozytywny wpływ diety roślinnej na wiele z chorób; powiem, jak radzić sobie na wakacjach i spotkaniach towarzyskich, gdzie króluje typowe jedzenie; przytoczę także przykłady kilku osób, które dzięki diecie roślinnej wygrały ze śmiertelną chorobą.
Tym z Was, którzy mają ochotę już dziś przekonać się, że jedzenie wegańskie może być pyszne, proponuję wypróbować poniższy przepis. Moje dzieci uwielbiają te ciasteczka.
A tym, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej na temat wpływu hodowli zwierząt na środowisko, polecam film “Cowspiracy”.
Izabela Turba – autorka strony www.vegancrazy.com. Entuzjastka zdrowego stylu życia i kuchni wegańskiej, zapalona ogrodniczka. Z wykształcenia pielęgniarka i anglistka. Matka trójki małych dzieci; mieszka z rodziną na przedmieściach Chicago.
Owsiane ciasteczka bananowe
Bardzo łatwe do przyrządzenia, zdrowe i lubiane przez dzieci i dorosłych. Świetne na śniadanie lub przekąskę w drodze.
Składniki:
2 mocno dojrzałe banany (im bardziej dojrzałe, tym słodsze będą ciasteczka)
1 szklanka (250 ml) płatków owsianych
garść rodzynek
garść zmielonych orzechów włoskich
Rozgniatamy banany widelcem. Dodajemy płatki owsiane, rodzynki i zmielone orzechy. Mieszamy wszystko. Na blachę nakładamy łyżką przygotowana masę i formujemy ciasteczka. Pieczemy 20 min w rozgrzanym do 180˚C piekarniku. Wyjmujemy, studzimy i gotowe.